feat - gh world tour rec

Guitar Hero: World Tour – recenzja gry

Ocena: 9,0

Plusy:
+ lista utworów
+ walka zespołów w Multi
+ wykonanie instrumentów
+ kapitalna zabawa

Minusy:
- cena zestawu
- ciągle brak AC/DC w serii Guitar Hero
- umiejscowienie miernika Star Power i poczynań członków zespołu


Guitar Hero, to znana seria gier muzycznych. Idea jest prosta – dostajemy do rąk gitarę i musimy naciskać kolorowe guziki, a także walić w plastikowa strunę, aby grać przeboje rocka i nie tylko. Co prawda stara ekipa tworząca GH, czyli Harmonix postanowiła porzucić swoje dziecko i zabrali się za Rock Band, dorzucając do gitary jeszcze mikrofon i perkusję, co znacznie poszerzyło możliwości zabawy w zespół rockowy. Chcąc nie chcąc, nowy zespół zajmujący się serią GH, czyli Neversoft, musiał oprócz masterowania wersji gitarowej, dać ludziom coś więcej, aby skutecznie konkurować z dziełem Harmonix. Tak właśnie narodził się Guitar Hero: World Tour.

On The Road Again…

Guitar Hero: World Tour to zestaw muzyczny dla całego zespołu. Gra obsługuje więc nie tylko gitarę (a tak naprawdę to dwie – prowadzącą i basową), ale również mikrofon i perkusję. Krzykniecie, że to taki sam zestaw jak w Rock Band i prawie będziecie mieli rację. Prawie, bo musicie wziąć pod uwagę dwie rzeczy. Po pierwsze Rock Band nie jest oficjalnie dostępny w Polsce, a Guitar Hero: World Tour jest. Po drugie natomiast, między tymi grami, a co za tym idzie między zestawami instrumentów, są drobne różnice. Tyle, że kiedy zebrać te drobne różnice razem, widać szybko, która gra daje więcej fun’u. Zdradzę Wam tę tajemnicę pod koniec recenzji, a na razie oprowadzę Was po nowym Guitar Hero.

The One I Love…

Opowieść zacznę od gitary. Kształt wiosła jest identyczny z tym, co znamy z Legends of Rock, czyli mamy do czynienia z modelem Les Paul. Szybko jednak zauważa się pewne nowości. Nieco dłuższa „struna”, czy nowy przycisk Star Power. Jednak prawdziwa nowość, to dotykowy „pad”, z kolorowymi przyciskami, na którym można grać, bez konieczności uderzania w strunę. Ułatwia to znacznie granie ciężkich partii, gdyż odpada nam myślenie o jednej ręce. Oczywiście nie jest tak dobrze jak sobie myślicie. Granie bez struny możliwe jest tylko dla niektórych sekwencji dźwięków. Można je rozpoznać, po fioletowej linii łączącej poszczególne nuty. Oczywiście jest to dodatek całkowicie opcjonalny. Nikt nie zmusza gracza do jego wykorzystywania. Można spokojnie przejść całą grę, nie używając go ani razu.

Doszła też pewna ciekawostka u basistów. Nie jest ona sprzętowa, a typowo programowa. Jak można się domyślać, partie gitary basowej są dużo prostsze niż te dla gitary prowadzącej (było to już widoczne w GH III). Dlatego też, aby trzymać basistę w gotowości i nie dać mu zasnąć, dorzucono mu „pustą nutę”. Na ekranie reprezentuje ją purpurowa linia umieszczona w poprzek gryfu. Napotkawszy ją, basista musi uderzyć w strunę, nie naciskając jednak żadnego kolorowego przycisku. Proste i sympatyczne. Wreszcie basista nie ziewa w trakcie gry.

Feel The Pain…

Czas na wokal. Do tej pory pośpiewać dało się w zasadzie tylko przy Singstarze. Teraz można tez w Guitar Hero: World Tour.  Jak na rockową grę przystało, nie chodzi tu tylko i wyłącznie o śliczne wyśpiewanie danego utworu. Sama idea jest prosta. Na ekranie widać słowa i poziomą linię wyznaczającą wysokość tonu w jaki mniej więcej trzeba trafić. Jeśli śpiewa się dobrze przez dłuższą chwilę, zaczyna nabijać się mnożnik, który przyspiesza nabijanie punktów. Prościzna, ale i lekko wieje nudą. Na szczęście co jakiś czas można napotkać na sekcje specjalne oznaczone kolorem czerwonym. Sekcje te można już „przejść” nieco inaczej, na przykład przegadać. Są też freestyle’owe kawałki, gdzie można śpiewać cokolwiek ślina na język przyniesie. Gdy wokal nazbiera już odpowiednią ilość Star Power, może ją odpalić w dowolnym momencie.

Weapon of Choice…

No i wreszcie dotarliśmy do bębnów. Zestaw perkusyjny w GH: World Tour daje graczowi do dyspozycji trzy bębny, dwa talerze i pedał. Jak łatwo policzyć razem mamy sześć „nutek” do grania. Oprócz ilości, widać tez nową jakość gry. Nie mówię tu tylko o jakości wykonania zestawu, ale o tym, że trzeba się przyzwyczaić do gry na dwóch poziomach (nie wspominając już o pedale). Przejścia miedzy talerzami a bębnami mogą na początku sprawiać pewne problemy, ale kiedy już człowiek złapie co i jak, wtedy czuje się naprawdę rewelacyjnie łomocząc co bardziej dynamiczne „drum solo”.

Oczywiście wykonanie techniczne bębnów jest całkiem niezłe. Porządna konstrukcja, cichutkie i co najważniejsze dokładnie wyłapujące uderzenia pałeczek. Tylko kilkanaście razy zdarzyło mi się, że instrument nie zareagował na uderzenie pałeczki w talerz. To bardzo ważna rzecz, ponieważ podczas skomplikowanych i szybkich partii perkusyjnych, nie ma czasu na myślenie, czy aby uderzam w odpowiednie miejsce na bębnie, żeby gra poprawnie to odczytała.

Kick Out The Jams…

Instrumenty pokrótce opisane, czas zająć się samą grą. Jak się pewnie domyślacie, Guitar Hero World Tour została pomyślany, jako zabawa dla kilku osób. Nie stoi to jednak na przeszkodzie, aby samotny gracz stanął z jednym instrumentem przed ekranem i zajął się swoją muzyczną karierą. Jednak więcej zabawy da gra zespołowa.

W grze chodzi o to, o co zawsze w Guitar Hero. Instrumentowcy muszą trafiać z naciskaniem guzików, szarpaniem strun, waleniem w bębny, w kolorowe przyciski pojawiające się na ekranie. Wokal musi śpiewać utrzymując odpowiednią tonację. Wszystko to w świecie muzyki podzielonym na występy. Każdy z graczy może wybrać sobie swój własny poziom trudności, nic więc nie stoi na przeszkodzie, aby u boku prawdziwego scenicznego wyjadacza, zagrał nowicjusz. Zwłaszcza, że dodano nowy poziom trudności, zwany Beginner. Ustawiony jest on przed Easy i jest potwornie łatwy.

Układ ekranu w grze dla kilku osób jest intuicyjny. Dół i środek ekranu zajmują gitary i perkusja, natomiast u góry wygospodarowano miejsce dla wokalisty. Brakuje tylko na pierwszy rzut oka miernika Star Power, czy jakiegoś zobrazowania jak dobrze idzie poszczególnym członkom zespołu. Po dłuższym poszukiwaniu, informacje te odnalazłem w lewym górnym rogu ekranu. Troszkę to mało fortunne miejsce, ale trzeba się przyzwyczaić.

Warto wspomnieć o pewnym elemencie, który w Guitar Hero III potrafił mocno zirytować. Chodzi o walki z bossami. Guitar Hero World Tour zrezygnowało ze zbierania jakichś dziwnych przeszkadzajek, których można było użyć na przeciwniku. Teraz jest to czysta walka na muzykę. Kto gra lepiej ten wygrywa. I o to właśnie chodzi. Takie rozwiązanie dużo bardziej przypadło mi do gustu.

Ważnym elementem tego typu gier jest lista utworów, z jakimi przyjdzie się zmierzyć graczom. World Tour oferuje nam ponad 80 pozycji. Kilka z nich to utwory koncertowe, jest też kilka nie anglojęzycznych (na przykład La Bamba), ale co najważniejsze, każdy kawałek jaki znajduje się w grze, to utwór oryginalny. Żadnych koszmarnych coverów, wszystko grane przez oryginalnych wykonawców. Nie będę Wam wymieniał wszystkich utworów, bo zajęłoby to za dużo miejsca, ale podam choć kilka przykładów: Billy Idol – „Rebel Yell”, The Eagles – „Hotel California”, Lenny Kravitz – „Are You Gonna Go My Way”, Linkin Park – „What I’ve Done”, Ozzy Osbourne – „Mr. Crowley” i wiele innych rewelacyjnych kawałków.

Never Too Late…

Znacie wyrażenie Battle of the Bands? To taki show, gdzie kilka zespołów walczy o miano najlepszego. Jak się domyślacie wszedłem w ten temat, ponieważ mam zamiar napisać słów kilka o trybie Multi. Oczywiście zaimplementowano go w grze. Znajdziemy tu standardowe tryby, takie jak Face Off czy Battle Mode. Ale największą niespodzianką jest możliwość rozegrania pojedynku między zespołami. Nie ma nic lepszego jak zagrać bitwę dwóch pełnych zespołów. Niestety, nie było mi dane zakosztować tej rozkoszy, ze względu na braki w ludziach, jednak z córką u boku, udało mi się zagrać bitwę 2 vs. 2. Uczucie rewelacyjne. Oczywiście na ekranie widać tylko nasze „nuty”, ale nie ma tu czego żałować.

You’re Gonna Say Yeah!

Cóż można powiedzieć na koniec? Niewiele. Guitar Hero World Tour pokazuje, że warto było poczekać na „pełno zespołową” grę z tej serii. Choć z pewnym poślizgiem wobec konkurencji, to jednak dostajemy produkt lepszy, bardziej dopracowany i oferujący fajniejszą zabawę. Nie wspominając o tym, że GH:WT jest normalnie dostępny w Polsce, bez zbędnych kombinacji.

Potężna lista utworów w oryginalnych wersjach, nadchodzący dodatek z zespołem Metallica, kapitalny tryb Multi z możliwością grania zespół kontra zespół. Rewelacyjnie wykonane instrumenty. Nie ma co strzępić języka. Po prostu trzeba to mieć.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze