feat - ultimate band rec

Ultimate Band – recenzja gry

Ocena: 6,0

Plusy:
+ fajna, jak na Wii grafika
+ pomysł na wykorzystanie kontrolerów
+ nie ma instrumentów, więc gra jest tańsza
+ ciekawy zestaw utworów

Minusy:
- same covery
- potwornie bolą ramiona
- niekiedy „nuty” są dość udziwnione
- nie czuć w tym Rock&Rolla


Serie Guitar Hero oraz Rock Band zawładnęły światem. Dlatego chyba, na rynku pojawiają się kolejni naśladowcy tych tytułów. Jedni naśladują lepiej, inni gorzej. Jednym z naśladowców jest Ultimate Band na Nintendo Wii. Gra, która symulować ma grę w zespole niemal tak dobrze jak Rock Band, ale bez instrumentów. Czy udało jej się osiągnąć ten cel? Zobaczcie sami.

Historia opowiedziana w Ultimate Band dotyczy zespołu młodych ludzi, którzy począwszy od konkursu talentów mają aspirację zostać najgorętszym zespołem sezonu, albo i czymś więcej. Można się spodziewać takiej „fabuły” już od momentu, gdy na ekranie pojawia się logo producenta. Widząc słowo Disney, raczej można zapomnieć o ciężkich klimatach, a należy nastawić się na słodycz i mnóstwo uśmiechu.

Zespół składa się  jak można się domyśleć z czterech osób. Frontmana, perkusisty, gitarzysty i basisty. Na każdej z tych pozycji, gracz musi wykazać się sporymi umiejętnościami jeśli chodzi o obsługę obu kontrolerów Wii. Jako, że nie ma w tej grze miejsca na plastikowe imitacje instrumentów, cała gra odbywa się poprzez machanie Wiilotem i Nunchukiem. Myliłby się jednak ten, który pomyślałby, że gra na perkusji czy gitarze wymaga tu tylko machnięcia ręką w odpowiednim momencie. Całość jest dużo bardziej skomplikowana.

Faktycznie, ogólna zasada sprowadza się do tego, że grając na perkusji imituje się uderzenia pałeczkami w bębny, a grając na gitarze udaje się szarpanie strun. Tyle, że nie robi się tego tylko w rytm melodii. Gdyby tak było, zanudzilibyśmy się na śmierć. Cała zabawa polega na rozpoznawaniu odpowiednich „nut”, które pokazują co tak naprawdę trzeba zrobić kontrolerem. Okazuje się, że czasem trzeba będzie zakręcić młynka Wiilotem, żeby napełnić jakiś pasek, niekiedy trzeba będzie klaskać, a innym razem machać kontrolerami na boki. Wszystko to jest zobrazowane na pasku melodii odpowiednimi grafikami. Spora część jest wspólna dla każdej pozycji w zespole, ale trafiają się i takie, które są wyjątkowe dla danego członka zespołu. Gitarzysta ma jeszcze ciekawiej niż pałkarz. Postanowiono bowiem zasymulować łapanie chwytów na progach. W tym celu podzielono pasek melodii na kilka linii (im wyższy poziom trudności, tym więcej linii) i przypisano im kombinacje przycisków z Nunchuka. Aby zagrać dźwięk, należy wcisnąć przyciski Nunchuka odpowiadające linii, na której się on znajduje, a potem wykonać odpowiedni ruch Wiilotem. Jak się pewnie domyślacie, przy wyższych poziomach trudności trzeba już nieco więcej przebierać palcami.

Gitara i perkusja są jeszcze w miarę proste do wyobrażenia sobie. Ale co z frontmanem, czyli wokalistą? Przecież ani Nunchuk, ani Wiilot nie mają wbudowanego mikrofonu, więc śpiewanie odpada. Gra nie wymaga instrumentów, więc nie podłączymy mikrofonu. To co ma robić taki wokal? Ano wokal ma ładnie wyglądać i zagrzewać publikę do zabawy. Wszystko co będziemy robić kontrolerami przekładać się będzie na ruchy naszej postaci. Frontman będzie się wyginał z mikrofonem w rękach, skakał po scenie, klaskał i zagrzewał publiczność do zabawy. Całkiem rozsądne wyjście w takiej sytuacji.

Dość ciekawą opcją jest wskaźnik podobny do Star Power. Kiedy napełni się całkowicie, można odpalić specjalny tryb maksymalnego odjazdu. W trakcie tego trybu na ekranie pojawiają się „pozy”, które należy powtórzyć przy pomocy kontrolerów. Czasem wystarczy przytrzymać je w jednej pozycji, czasem pomachać. Każda dobrze wykonana poza, to dodatkowe punkty dla zespołu. Niestety choć z pozoru pomysł jest fajny, to wykonanie ma pewien poważny mankament. Otóż przejście w ten tryb w pewien sposób przerywa piosenkę. Powoduje to, że choć nabijemy dodatkowe punkty, to bardzo łatwo można wypaść z rytmu i po chwili skiepścić wykonanie utworu. Dodatkowo czasem ciężko się zorientować co właściwie mamy pokazać, a na domiar złego gra ma czasem problemy z odczytaniem naszych ruchów. W efekcie minusy tego trybu są większe niż plusy, a szkoda.

Lista utworów w grze jest spora. Liczy sobie około 40 piosenek. Znajdziemy na niej całkiem ciekawe pozycje, zwłaszcza dla młodych osób. Na przykład Avril Lavigne z utworem “Complicated”, czy Maroon Five „Won’t Go Home Without You”. Problem dla niektórych może być w tym, że są to wszystko covery, więc głos którym są wykonywany może niektórych drażnić. No ale nie można mieć wszystkiego. Ważne, że coś słychać.

Graficznie Ultimate Band prezentuje się całkiem ciekawie. Nie ma brygady Mii, a za to mamy całkiem porządnie zrobione postacie czwórki młodych ludzi w disnejowskim stylu. Grafika jest kolorowa, duża i wszystko łatwo wpada w oko. Rozmieszczenie linii melodii przy większej liczbie grających osób wydaje się nieco chaotyczna, ale szybko można się do niej przyzwyczaić.

Jaki jest końcowy werdykt? Gra raczej nie przyciągnie maniaków Guitar Hero, czy Rock Band. Jednak rodzinne machanie kontrolerami powinno znaleźć swoich fanów. Minusem tej gry może być też dla niektórych zmęczenie ramion, które jest dużo większe niż przy GH i RB, ponieważ machanie bez naturalnej blokady, jaką jest instrument jest cięższe i bardziej męczące. No ale to przecież Wii, tam zawsze męczą się ręce. Tak, czy inaczej, można pomuzykować w gronie rodzinnym, jednak na rockowe szaleństwa ten tytuł raczej się nie nadaje.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze