mva-screen1

Monsters vs Aliens – recenzja gry

Ocena: 6,5

Plusy:
+ trzech bohaterów
+ widać, że ktoś się przyłożył
+ trofea
+ tryb kooperacji

Minusy:
- brak polskiej wersji językowej na PS3
- w pewnym momencie zaczyna wiać nudą


Tradycja została podtrzymana. Niedawno na ekranach kin pojawiła się nowa animacja Dreamworks, a niedługo po tym, na rynku pojawia się gra bazująca na tym filmie. Mówię tu oczywiście o produkcji Potwory kontra Obcy, choć już niedługo szykuje się kolejny duecik, związany z zimnymi czasami, jakie panowały na naszej planecie. No ale ze śniegiem pobawimy się nieco później, na razie zajmijmy się starciem dwóch potężnych sił. Wszechmocnych Potworów i przerażających Obcych.

Film opowiada o tym, jak to na Ziemię trafia dziwne źródło niesamowitej mocy, zamknięte w meteorycie. W ślad za tymże meteorytem na nasza planetę przybywa dość ambitny kosmita, który chce ową moc pozyskać dla własnych, oczywiście niecnych, celów. Przy okazji nie zawaha się wyciąć w pień całego życia na Ziemi (ewentualnie zgarnąć sobie kilku niewolników).

Naprzeciw temu zagrożeniu stają siły specjalne rządu USA (bo przecież inny rząd nie ma takich sił specjalnych). Nie są to żadni super wyszkolenie marines, czy Fox Mulder z Daną Scully (oni dostali po głowie na samym początku). Te siły to pięć przerażających potworów. Insektozaurus, Doktor Karaluch, Brakujące Ogniwo, Bob i Susan…znaczy się Gigantika. Tak naprawdę potworami jest tylko pierwsza czwórka, gdyż Susan dołączyła do tej grupy z przypadku i wbrew własnej woli. No ale jak się ma 50 stóp wzrostu, trudno być traktowanym normalnie. Tak więc nasza potworna piątka, rozpoczyna walkę z najeźdźcą. Oczywiście jak można się domyślać, walka zakończy się zwycięstwem, ale co będzie się działo w trakcie…to już inna bajka i właśnie z tego powodu warto film zobaczyć.

No, ale ja tu nie o filmie miałem pisać, tylko o grze. Gra, jakby nie było, bazuje na tej samej historii co film. Mamy piątkę potworów i mamy wrednych obcych. Zadanie jest banalne, czyli odeprzeć inwazję, zniszczyć wielkie roboty, rozwalić statek matkę, ocalić Ziemię i zjeść szpinak z obiadu. A nie, ten szpinak to inna sprawa.

Gracz ma do swojej dyspozycji tylko trzy z pięciu filmowych potworów. Do składu niestety nie załapały się Insektozaurus i Doktor Karaluch. Można kręcić na to nosem, choć z drugiej strony jeśli spojrzeć na film, to faktycznie Insektozaurus zbyt grywalny się nie wydaje, a Doktorek jest taką wylęgarnią gagów, a nie facetem od akcji. Dlatego też w grze ta dwójka pełni rolę widowni, a akcją zajmują się Gigantika, Bob i Brakujące Ogniwo.

Każde z tej trójki ma inne predyspozycje, a więc rozgrywka będzie opierała się na różnej mechanice.

Zacznijmy od Susan. To spora dziewczyna, obdarzona nadludzką siłą, ale również niezbyt radząca sobie ze swoimi nowymi umiejętnościami. Jedyne co jej w miarę wychodzi, to jazda na wrotkach. Dlatego też poziomy w których będziemy ją kontrolować, składają się z jeżdżenia na wrotkach. No może wrotki to złe słowo, bo Susan zakłada sobie na nogi samochody, ale chwytacie koncept? W takim ujęciu, poziomy grane przez Susan są jednym wielkim pokazem umiejętności jazdy. Skakanie przez lasery, jazda pod nimi, przeskakiwanie dziur, śmiganie po ścianach i używanie rozpędu do taranowania przeszkód i wrogów. Całkiem sympatycznie rozwiązane, ale jakoś ma się wrażenie, że potencjał tej dziewczyny nie został w pełni wykorzystany.

Dużo lepiej wygląda sprawa z Brakującym Ogniwem. Ten gościu nie patyczkuje się za bardzo i rozwiązuje swoje problemy siłowo. Poziomy, w czasie których przyjdzie nam zasiadać „za jego sterami”, będą przepełnione walką z zastępami wrogów. BO potrafi skakać, kopać, powalać ogonem, ciskać skrzynkami. Ogólnie jest dużo akcji. Zdarzają mu się też momenty, kiedy musi czegoś unikać, ale nie ma tego aż tak dużo, to nie jest facet nastawiony defensywnie do życia.

Trzeci bohater gry to Bob. Jego galaretowatość sprawia, że zabawa nim będzie przypominać wielkie łamigłówki. Bob potrafi przenikać przez pewne obiekty, takie jak na przykład kraty. Jednak to co jest raz pomocne, bywa też kłopotem. Bo fajnie jest przejść przez zamkniętą kratę, ale głupio zginąć, bo weszło się na zakratowany kawałek podłogi. Na szczęście, wystarczy, że Bob wchłonie coś twardego, na przykład skrzynkę, i już zaczyna się zachowywać nieco bardziej jak obiekt stały. Przydatną umiejętnością będzie też łażenie po suficie. Grając Bobem, nieźle się nakombinujemy, gdzie iść, jak iść, czy iść na pusto, czy z połkniętą skrzynką.

Jak zdążyliście się zorientować po powyższych opisach, Monsters vs. Aliens to gra platformowa. Ma trzy różne podejścia do platformowania, ale trzon w zasadzie jeden. Tyle, że ten podział na trzy style gry, choć ciekawy, po jakimś czasie zaczyna się mścić na grze. Problem polega na tym, że choć gra się naprawdę dobrze każdą z tych postaci, to jednak bardzo szybko okazuje się, iż kolejne poziomy są w pewien sposób powtórzeniem poprzednich. No i zabawa zaczyna się lekko nudzić, zwłaszcza, że na ukończenie gry trzeba kilka godzin poświęcić.

Z pomocą w walce z nudą przychodzą jeszcze dwie rzeczy. Pierwszą są trofea, a drugą tryb kooperacji. Myli się jednak ten, który oczekuje dwóch potworów na jednym ekranie. Drugi gracz może się jedynie wcielić w Doktora Karalucha, który działa spoza ekranu prowadząc ostrzał wrogów z działka. Zapomniałbym, jest jeszcze jedna rzecz. Potworze DNA, które można zbierać w trakcie gry. Dzięki niemu, można kupować różne ulepszenia naszych bohaterów, co przekłada się na bardziej efektywną grę.

Graficznie gra prezentuje się bardzo ładnie. Jest w końcu robiona na podstawie filmu animowanego, więc nie ma się co martwić o podobieństwo do aktorów. Jest kolorowo i ładnie. Co prawda więcej rozmachu widać w poziomach Susan, gdyż porusza się ona na zewnątrz, co daje więcej krajobrazowych możliwości, a Bob i Ogniwo spędzają czas w zamkniętych pomieszczeniach.

Dźwięk też jest ok. Głosy podkładane są przez aktorów, znanych z filmu. Tyle, że z jego anglojęzycznej wersji, gdyż gra nie została spolonizowana. Nie uświadczymy w niej ani polskich głosów, ani polskich napisów. Trochę mnie to razi, zwłaszcza, że jest to tytuł skierowany do młodszych odbiorców. Wersja na PC dostała polskie napisy, czemu konsolowe zostały pominięte?

Reasumując, muszę przyznać, że Monsters vs Aliens to całkiem dobra gra. Na pewno wyróżnia się wśród produkcji robionych „na podstawie”, czymś co mogę określić jako „widać, że ktoś się przyłożył do zadania”. Niestety ma też niedociągnięcia, takie jak zbyt dużo powtórzeń w rozgrywce, co w efekcie może spowodować znudzenie odbiorcy. Generalnie dałbym mocną siódemkę, jednak brak polonizacji gry w konsolowej wersji obniżył ocenę o pół oczka.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze