feat-shadow-tactics

Shadow Tactics: Blades of Shogun – recenzja gry


Intel Core i7-3770K@3,5Ghz
16 GB RAM DDR3@1866Mhz
Gigabyte GeForce SLI GTX 660
Toshiba SSD Q Series Pro 128 GB
Windows 10 x64
Logitech G510
Logitech G700
Steel Series Siberia Raw Prism


Gra nie ma kosmicznych wymagań, więc śmigała płynnie. Dysk SSD to rozsądny wybór, bo gra ostrzega, że ładowanie mapy może zająć nawet minutę – a zajmowało dziesięć sekund.


Dawno, dawno temu… no może nie aż tak dawno, bo trochę ponad dekadę temu, tryumfy święcił pewien unikatowy podgatunek gier. Niby opowiadały one o walce, ale bardziej przypominały złożone łamigłówki logiczne. Najbardziej znana w tym podgatunku było seria Commandos, opowiadająca o działaniach specjalnych w czasie II Wojny Światowej, ale prawie równą popularność zdobyły dwie odsłony Desperados, osadzone na Dzikim Zachodzie. Przewijała się i wesoła ferajna Robin Hooda, ale nigdy dotąd nie powstała „komandosopodobna” gra w realiach feudalnej Japonii. No a przecież ninja aż proszą się o taktyczne łamigłówki, związane z cichą eliminacją celów. Te lukę wykorzystała ekipa ze studia Mimimi Productions, czyli twórcy Shadow Tactics: Blades of the Shogun.

new-shadow-tactics

Mamy początek siedemnastego wieku, do władzy dochodzi ród Tokugawa, który czyni z sioguna najwyższą funkcję polityczną w kraju. Agresywna polityka i poważne zmiany w gospodarce kraju budzą opór części feudałów. Jedna wojna domowa się kończy, w powietrzu wisi kolejna. Siogun potrzebuje więc ludzi o specjalnych umiejętnościach, agentów operacyjnych. Tyle historii, dalej jest już komiks. Shadow Tactics: Blades of the Shogun nie jest bowiem grą historyczną, podobnie jak inne produkcje z tego podgatunku. Postacie są przerysowane, z premedytacją zbudowane z ogranych klisz. Lojalny, silny jak niedźwiedź samuraj Mugen. Shinobi Hayato, oczywiście ostatni z klanu. Nastoletnia złodziejka Yuki. Siwobrody wynalazca i snajper Takuma. Kunoichi Aiko, biegła w przebierankach i – dosłownie – zabójczo czarująca.

new-shadow-tactics-1

Założenie rozgrywki jest wierne podgatunkowi. Wielkie mapy, pełne żołdaków, ale też i cywilów. Jedni przeciwnicy mają swoje wygodne pola obserwacyjne, inny wpierają ich patrolując teren. Ponieważ izolacja Japonii jeszcze nie nastąpiła, broń palna jest bardzo popularna pośród ashigaru. Nawet samuraje miewają pistolety… Musimy przekradać się, używać rozmaitych forteli i eliminować wrogów po cichu, bo przy ich przewadze liczebnej w otwartym starciu nie mamy szans. Każdy zabójczy atak ma przypisane do siebie taki cechy jak poziom hałasu i czas trwania agonii. Zwłoki należy potem gdzieś ukryć, by inny żołdak ich nie odkrył i nie ogłosił alarmu. Zależnie od siły, z tą częścią roboty nasi bohaterowie radzą sobie różnie. Mugen może targać dwa ciała i dalej biec, Yuki ledwie ciągnie po ziemi jedno.

new-shadow-tactics-2

W kolejnych trzynastu misjach, poprzedzanych przerywnikami fabularnymi stworzonymi na silniku gry, wykonujemy brudną robotę dla sioguna. Standardowo w akcji bierze dwójka lub trójka bohaterów, dobranych tak, byśmy nigdy nie wpadli w rutynę. Każda postać z wymienionej wcześniej piątki posiada własny zestaw sztuczek, łączenie podstępów różnych bohaterów w jeden morderczy plan to podstawa sukcesu. Dodatkowo poszczególne mapy mają własne zasady specjalne. Gdy ziemie porywa śnieg, strażnicy widząc świeże ślady robią się podejrzliwi i sprawdzają, skąd się wzięły. Może to być problemem, albo częścią pułapki. W nocy trzeba unikać źródeł światła, a gdy się da to również je gasić. I tym razem może to być ważnym elementem taktycznym, bo widząc zgaszoną pochodnie, wartownicy mają tendencję to jej zapalani a, dzięki czemu na chwilę schodzą z posterunku. I tak dalej, i tak dalej. No i jeszcze specjalne miejsca, gdzie można spowodować wypadek, na przykład rzucając kamieniem w wołu, by podrażniony śmiertelnie kopnął stojącego za nim żołdaka.

new-shadow-tactics-3

Wypadki to ogólnie przydatna rzecz. Zdarzyło się i już, po co drążyć temat. Nikt z tego powodu nie robi alarmu. No a Mugen może generować wypadki, przenosząc ciężkie kamienie na dogodną pozycję i zrucając je na głowy wartowników. Jeśli idzie o przeciwników, to również i tu Shadow Tactics: Blades of the Shogun trzyma się kanonu. Dla przykładu kilku wrogów, w kolejności kłopotów, jakie nam mogą sprawić. Mamy zwykłych ashigaru z yari lub muszkietami. To proste chłopaki, dają się łatwo z robić w konia, lezą prosto w pułapkę, durnieją ze szczęścia na widok podrzuconej gdzieś buteleczki sake. Gorzej jest z Żółtymi Kapeluszami. To służbiści, nie zejdą z posterunku, czego by nie wykombinować. No i są samuraje, prawdziwi twardziele. Roztrącą buciorami pułapkę zastawiona przez Yuko, a zabić ich samodzielnie może jedynie Mugen. Inne osoby z drużyny muszą użyć bronio palnej do ranienia i w ciągu kilku sekund dobić gościa wręcz. Zgodnie z klasyka gatunku mamy też zawodników nie będących na służbie, ale gotowych wybiec z budynku gdy ogłoszony zostanie alarm. Co najgorsze, raz obudzeni już nie wracają do łóżek, tylko biorą się wcześniej za robotę.

Najgorsi są jednak cywile. No bo w sumie głupio ich mordować, a kłopotów z nimi sporo. Gdy zobaczą obcego, gnają z krzykiem do strażników i kłopoty gotowe. No chyba, że akurat żołdacy są najeźdźcami. Wtedy widzą w ekipie agentów siogunatu szansę na wyzwolenie i milczą. Tych nieufnie nastawionych spotykamy jednakże częściej. Ogłuszenie w grze Shadow Tactics: Blades of the Shogun nie działa długo, a potem jest ruletka. Jeden chłop ucieknie do domu, inny pogna po straż. Na szczęście można ich ukrywać po ogłuszeniu w budynkach – domyślnie chyba ich tam wiążemy, bo nie wyłażą już więcej. Jak widać, jest się czym martwić w czasie rozgrywki. Na dodatek zaś, każda misja (swoją drogą niektóre zajmowały mi sporo ponad dwie godziny), ma przewidziane pewne wyzwania i „odznaki” dla graczy. Niewidoczne przy pierwszym przechodzeniu. Niektóre z nich są wręcz szalone, więc miłośnicy „platynowania” gier będą mieli sporo do roboty.

new-shadow-tactics-4

Poziom trudności jest naprawdę wysoki. To znaczy łatwa jest tylko rozgrywka na ustawieniu „poczatkujący”, a „normalny” oznacza sporo wyzwań dla naszych szarych komórek. „Hardkor” zaś to hardkor. Naprawdę. Acha, zapomnijcie o „odznakach” jeśli odpalicie misję na najniższym poziomie trudności. Dzięki takiemu podejściu, człowiek czuje, że ma naprawdę do czynienia z duchowym spadkiem po seriach Commandos i Desperados, pochodzących z czasów, gdy gry nie przechodziły się same. A przecież nawet wtedy były zaliczane do naprawdę trudnych. Od strony technicznej gra działa be zarzutu, choć czasem zauważyłem lekkie potknięcia w animacji postaci – nie wpływające jednak na samą rozgrywkę.

new-shadow-tactics-6

Na szczęście nie starano się również „rewolucjonizować” czy „uwspółcześnić” koncepcji, mechaniki i sterowania. Kto pamięta, jak równo dziesięć lat temu zabito serię Commandos, ten zrozumie, co mam na myśli. Shadow Tactics: Blades of the Shogun owszem ma kilka unikatowych rozwiązań, ale występują one w ramach klasycznej koncepcji podgatunku. Wizualnie gra również nawiązuje do minionych czasów, choć nie jest „na siłę” postarzana. Mapy przygotowano pieczołowicie, z dużą dbałością o detale i z wykorzystaniem maski przypominającej komiksową kreskę. Co ciekawe, dotychczasowe gry bawarskiego studia Mimimi Productions wykorzystywały zupełnie inną estetykę – to sugeruje, ze chyba do projektu zatrudniono nowych artystów. Być może przyjęto kogoś, kto dekadę temu pracował w innym niemieckim studiu – Spellbound (twórcy Desperados)?
Na osobną pochwałę zasługuje oprawa dźwiękowa. Mapy mają sobie przypisane utwory, doskonale pasujące do ich specyfiki. Bywa, ze od pewnego kluczowego zdarzenia pojawia się nowy kawałek muzyczny, o odpowiednim dramatyzmie. Wszystkie romansują z japońskimi brzmieniami, jednocześnie pozostając miłe dla normalnego „białego” ucha. Wisienką na torcie jest zaś możliwość wyboru, w jakim języku będą mówić wszystkie postaci : można pozostać przy angielskim, ale prawdziwą ucztą jest wersja japońska. Polską kinową lokalizację oceniam jako udaną, nie wychwyciłem jakich potknięć. Specjalna pudełkowa wersja przygotowana przez Techland przypomina dawne wydania kolekcjonerskie, czyli pełna jest różnych gadżetów. Bardzo się to chwali.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Godny powrót podgatunku, który wiele osób już opłakało
Dziwo trudno coś wymyślić na minus

Komentarze