Muszę przyznać, że studio Nippon Ichi mocno mnie zaskoczyło swoją najnowszą produkcją. Spodziewałem się czegoś, co może w pewnym stopniu będzie nawiązywało do starych dobrych tytułów z gatunku jRPG. Wbrew pozorom delikatnie się przeliczyłem, gdy ujrzałem po raz pierwszy głównego bohatera oraz stoczyłem kilka małych pojedynków na rozgrzewkę. Później było jeszcze bardziej intrygująco, ale są pewne istotne szczegóły, o których warto wiedzieć.
Dawno, dawno temu w odległej krainie, żyła sobie pewna wiedźma o imieniu Metallia. Bez wątpienia kochała swoje bagna w takim stopniu, że aż nie mogła ich opuścić. Jak się okazuje, nasza skromna pani jest bardzo specyficzną osobą, która nie cofnie się praktycznie przed niczym, aby zrealizować własny plan. Rzecz jasna, chodzi o pewne porachunki z innymi wiedźmami. Dodatkowo pojawia się chęć powiększenia swych wpływów i zalania reszty świata przez magiczne bagno. W takim oto celu, zostaje przywołana niepozorna istota, w którą wcieli się gracz i będzie wykonywał powierzone mu zadania przez Lię. Pamiętajcie jednak, aby głośno nie wypowiadać jej skróconego imienia, ponieważ wiedźma może się zezłościć.
Gra rozpoczyna się dość niewinnie, nasz dzielny Hundred Knight uczy się podstawowych czynności jak atak, unik, sprint oraz odpowiedzi na pytania w postaci emocji. Kiedy gracz ukończy w pełni samouczek, lądujemy w domu Metalli, która obiecuje puścić nas wolno, pod warunkiem wypełnienia jej zadania. Nasz biedny bohater nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że z wiedźmą nie ma zabawy. Dodatkowo Lia rzuca specjalny czar na legendarnego rycerza, który jest uzależniony od jej magii, więc o ucieczce nie ma mowy. W efekcie końcowym jesteśmy zmuszeni ukończyć każdy etap gry z odpowiednim wyczuciem, ponieważ nie zawsze możemy sobie pozwolić na swobodną eksplorację lokacji. Dodatkowo wszystkie wykonywane czynności przez gracza, również przekładają się na szybsze zużywanie zasobów magicznych, a kiedy licznik wskaże zero, powracamy na bagna. Jest też dobra wiadomość, energię można odnowić w trakcie gry poprzez przedmioty oraz specjalne kolumny, które pozwalają na regenerację w ograniczonym stopniu.
Obowiązkowo należy zwrócić uwagę, iż mamy tutaj odczynienia z gatunkiem RPG oraz hack’n’slash. Czyli możemy zapomnieć o klasycznym systemie turowym, ale może tak będzie lepiej. Niektórzy gracze mogli by nie znieść cukierkowego nastroju, a sama wielkość lokacji też robi swoje (lasy, pustynia, miasta itd.). Zasady walki nie są aż tak mocno skomplikowane, więc bez problemu poradzimy sobie z wyprowadzeniem ataku, a następnie wykonamy unik lub natychmiastowy blok. Dodatkowo nasz dzielny rycerz otrzymał do dyspozycji pięć slotów na wykorzystanie różnych broni, jak np. miecz, włócznia lub młot. Przy odpowiedniej kombinacji i ustawieniu właściwości magicznych, żadne przeciwnik nie będzie miał z nami szans. W innym przypadku będziemy mieli dość spory kłopot z pokonaniem golema, czy innego oponenta chronionego magią. W zależności od naszych postępów w grze, Hundred Knight otrzyma zdolności specjalne, jak np. stawianie bomb czasowych. W zależności od sytuacji, w jakiej się znajdziemy, gra będzie wymagała od nas odpowiednich strategii, a szczególnie przy walkach z bossami. Dlatego szybki podgląd i opis umiejętności znajdziemy w zakładce „Tochka” w głównym menu, o czym warto pamiętać.
Na swojej drodze napotkamy różnych NPC, którzy mają zawsze coś do powiedzenia lub zlecą nam zadanie. Zaś niektórych mieszkańców możemy dosłownie zaatakować w domostwie, a w nagrodę za pomyślne plądrowanie otrzymujemy broń lub przedmioty regenerujące zdrowie i poziom energii. Wszystko w imię naszej pani, Metalli. Nawiązując jeszcze do eksploracji danej lokacji: nasz mały bohater zbiera i przetrzymuje wszystkie przedmioty w swoim żołądku. Sądziłem, że to jakieś drobne nieporozumienie, ale twórcy mieli dobre poczucie humoru, jak widać. W ogólnym rozrachunku po ukończeniu danej misji i pokonaniu bossa, gra podlicza zdobyte punkty doświadczenia, przydziela odpowiednie bonus i przenosi wszystkie zdobycze do naszego ekwipunku. Warto też od czasu do czasu odwiedzić dom wiedźmy na bagnach, aby ulepszyć dzierżony oręż lub skorzystać z oferty tutejszego kupca.
Co do kwestii związanej z oprawą audiowizualną, to sytuacja wygląda całkiem przyzwoicie. Grafika jest w miarę przyjemna dla oka, pomijając delikatny aspekt cukierkowatości, bo nie każdy lubi tego typu klimat. Najbardziej zaskoczyć mogą scenki z dialogami, które są dynamiczne, a jest ich naprawdę sporo. Osoby, które zazwyczaj pomijają całe dialogi, prawdopodobnie poczują znużenie ze względu na ich długość. Choć osobiście polecam posłuchać, co ma do powiedzenia wyrachowana Lia i jej biedne ofiary. Nippon Ichi poszło na całość i niektóre teksty mogą was mocno zaskoczyć, rozbawić lub zbulwersować. O tak! The Witch and the Hundred Knight czasami kipi od wulgarności i przemocy, dlatego niektóre sytuacje prawdopodobnie zostaną różnie odebrane przez graczy. Twórcy zrobili także ukłon w naszą stronę i oddali nam do dyspozycji angielski i japoński Voice Acting. Na koniec zostaje ścieżka dźwiękowa, która została idealnie dobrana do każdego miejsca. Dlatego też masowe ubijanie przeciwników na naszej drodze to czysta przyjemność.
Jak można podsumować The Witch and the Hundred Knight? Ciekawe połączenie gatunku RPG z hack’n’slash. Przy pierwszym przejściu, gracz tak naprawdę nie ma pojęcia, czego może się spodziewać po wrednej, wygadanej i zawziętej czarownicy. Sam Hundred Knight może też zaskoczyć i to bardzo, więc niech was nie zwiedzie wygląd tej małej istoty. Do całości dochodzi nietypowy klimat i wyjątkowy humor, choć nie wszystkim może się spodobać. Osobiście nie żałuję czasu spędzonego przy produkcji Nippon Ichi i mogę na spokojnie polecić tytuł osobom, które lubią gatunek jRPG ze specyficzną posypką mocnych słów, delikatnie ocenzurowanych… rzecz jasna.