Ocena: 8,5
Plusy:
+ Długość rozgrywki
+ Cztery urozmaicone kampanie
+ Nowi bohaterowie
+ System rozwoju postaci
+ Elementy z gatunku survival horror
+ Wciągający tryb Najemników
+ Powrót zombie!
Minusy:
- Problemy z grafiką
- Problemy z SI
- Irytujący szybki zapis
- Więcej akcji niż horroru
Capcom stopniowo ujawniał informacje o swoim największym projekcie, aż do chwili oficjalnej premiery gry. Z góry wiadomo było, że powróci klasyczna ikona serii w postaci zombie. Nie da się ukryć faktu, że taka informacja ucieszyła wielu jej sympatyków. Jednak to nie koniec niespodzianek, okazało się, iż otrzymamy trzy różne kampanie, w których nie zabraknie zwartej akcji. W tym oto momencie pojawiło się następujące pytanie wśród graczy: w jakim stopniu Resident Evil 6 będzie nawiązywał do gatunku survival horror? Odpowiedź na to skomplikowane pytanie znajdziecie w mojej recenzji, którą dla Was przygotowałem. Zapraszam!
Muszę przyznać, że nowy Resident Evil budził we mnie bardzo mieszane odczucia przed premierą. Było to też spowodowane w pewnym stopniu przez demo, w które także miałem okazję zagrać. Biorąc poprawkę na wszystko, postanowiłem sprawdzić, co przygotował dla nas Capcom. Na wstępie uraczył mnie krótki prolog z zombie w roli głównej. Nie ukrywam, że to tylko przedsmak tego, co na mnie czekało w trakcie przechodzenia trzech oddzielnych scenariuszy. Do wyboru otrzymujemy wątek z Leonem, Chrisem oraz Jake’m, który jest synem Alberta Wesker’a. Jeśli mieliście okazję zagrać w czwartą i piątą część Resident Evil, to bez problemu rozpoznacie dwóch pierwszych bohaterów. Rzecz jasna, starsi wyjadacze serii doskonale będą wiedzieli, o kogo chodzi i tutaj nie trzeba nikogo przedstawiać. W grze ponownie zaimplementowano kooperację, więc każdy z naszych bohaterów otrzymał nowego partnera. Do Leon’a dołączyła Helena Harper, która ukrywa pewną tajemnicę, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nowy partner Chirsa Redfielda to młody i czasami narwany Piers Nivans, który przeszedł z armii do Bioterrorism Security Assessment Alliance. Zaś Jake Muller, nazywany inaczej Wesker’em Jr., będzie walczył o życie u boku Sherry Birkin. Znajome nazwisko? Zgadza się! Oto powraca mała Sherry z Resident Evil 2, która jest córką Williama Birkina – jednego z najbardziej utalentowanych naukowców korporacji Umbrella oraz twórcy G-Virusa, który jest ulepszoną wersją T-Virusa. No dobra, wystarczy tej historii.
Jak już wspomniałem, każdy scenariusz oferuje coś innego. Przygoda z Leon’em to nieustanna walka z zombie, które niby są wolne, ale potrafią zaskoczyć. W sumie spotkamy kilka odmian, które będą np. trzymały w rękach kij lub rurę. Czasami trafimy na delikwentów z wbitą siekierą w korpus. Zastosowanie kontrataku to widowiskowe wyciągnięcie danego oręża i efektowne pozbawienie głowy truposza. Jeśli chodzi o klimat, to naprawdę jest rewelacyjny. Szczególnie, kiedy przemierzamy ciasne uliczki miasteczka Tall Oaks lub przebijamy się przez metro. Nie zabraknie również wizyty na cmentarzu. Choć co prawda elementów straszących nie ma zbyt dużo, to gwarantuję wam, że nie raz podskoczycie, gdy złapie was nagle zombie. Jeśli chodzi o scenariusz Chris’a oraz Jake’a, to tutaj zombie nie spotkamy. Akurat w tym przypadku pojawia się nowy przeciwnik zwany J’avo. Kim oni są? W wyniku wstrzyknięcia odpowiedniej dawki C-Virusa, ludzie zmieniają się w danych delikwentów. Przeciwnik potrafi porozumiewać się między sobą oraz używać karabinów lub broni białej. To jednak nie wszystko, jeśli J’avo zostanie mocno zraniony, uszkodzona kończyna mutuje i pojawia się delikatny problem.
Prawdziwa zabawa zaczyna się w momencie, kiedy spotykamy B.O.W. Zdradzę wam, że takim przeciwnikiem jest niejaki Ustanak, który jest nowszym modelem Nemesisa z Resident Evil 3. Przerośnięty koleżka pojawia się w najmniej odpowiednich chwilach i za wszelką cenę chce dopaść Weskera Jr. Na przystawkę Ustanak posługuje się potężnym mechanicznym ramieniem, które sieje prawdziwą zagładę. Czy pojawią się elementy survival horroru? Niestety, ale moja odpowiedź brzmi… nie. Poczynania Chrisa i Jake’a to prawdziwe kino akcji, gdzie nie ma ani chwili na odpoczynek. Dlatego zapaleni miłośnicy serii mogą być zawiedzeni tym oto faktem. Jednak trzeba spojrzeć na to z innej perspektywy. Broń biologiczna rozeszła się na skalę globalną i trafiła w niepowołane ręce, więc jak inaczej można przedstawić niniejsze wydarzenia?
Przyznam szczerze, że nie mam zamiaru poruszać sprawy związanej z fabułą gry. A dlaczego właśnie tak? Ponieważ scenariusze przecinają się na pewnych etapach, co po przejściu całej gry, tworzy jeden spójny obraz. Ewentualnie mogę jeszcze dodać, że akcja będzie miał miejsce na terenie USA, Europy oraz Chin. Zastanawiacie się ile czasu musiałem poświęcić, aby w pełni ukończyć Resident Evil 6, nawet z miłą niespodzianką w postaci czwartego scenariusza? Otóż mój licznik wskazywał na ponad 25 godzin gry, choć obecnie wskazuje ponad 38 godzin ze względu na tryb Najemników. Od dawna nie miałem okazji zagrać w tytuł, który by wymagał od nas takiej ilości czasu, aby ukończyć wątek fabularny w całości. Rzecz jasna, jest to jedna z najmocniejszych zalet szóstej odsłony Resident Evil.
Do walki z bioorganicznymi otrzymujemy pistolety, karabiny szturmowe, karabiny snajperskie, strzelby, niezastąpione magnum, broń białą w postaci noża oraz pałki elektrycznej po granaty i wyrzutnię rakiet. W odróżnieniu do poprzednich dwóch części, tym razem nie będziemy kupować wyposażenia ani go ulepszać. Cały sprzęt będziemy znajdować w trakcie przechodzenia kolejnych lokacji. Zaś funkcję modyfikowania broni palnej, zastąpiono umiejętnościami dla bohatera. W trakcie rozgrywanego rozdziału będziemy podnosić specjalne przedmioty, które zwiększą nasze saldo punktów. Gracz będzie mógł dostosować sloty z trzema miejscami na własne potrzeby. Jak np. większa siła ognia, mniejszy odrzut po strzale oraz mocniejsze ataki fizyczne. Swojego rodzaju nowością jest rozbudowany system walki wręcz, kontrataków, a także ciosów końcowych. Od teraz możemy powalać przeciwnika, dobijać go, gdy leży na ziemi lub wykorzystać jego własną broń. Choć mechanika poruszania się postacią została całkowicie przebudowana, to jej opanowanie nie powinno sprawić większych kłopotów.
Jeśli chodzi o środki lecznicze, to można powiedzieć, że nic się prawnie nie zmieniło. Nadal będziemy zbierać zielone i czerwone roślinki oraz spraye medyczne. Z tym wyjątkiem, że zioła po przerobieniu występują w postaci tabletek. A skoro jesteśmy już przy tym temacie związanym z inwentarzem, to trzeba podkreślić, że został całkowicie przebudowany. Od teraz mamy szybki i wygodny dostęp do broni, granatów oraz medykamentów za pomocną krzyżaka na padzie. Co prawda mamy ograniczenia ilościowe i wszystkiego nie da się zabrać ze sobą, ale zawsze można dokonać wyboru i usunąć zbędne przedmioty.
Wszystko jest piękne i ładne, ale jak każda gra, nowy Resident Evil 6 także posiada swoje minusy. Zacznę może od SI, która bardzo często potrafi zaskoczyć gracza. Otóż zdarzało się, że przeciwnik, głównie J’avo, stał w miejscu i przyglądał się naszym członkom drużyny B.S.A.A i odwrotnie. Dopiero po wejściu naszego bohatera do akcji, zaczynała się prawdziwa walka. Następnie sprawa związana z szybkim zapisem stanu gry w rozdziale. Kilka razy musiałem zaczynać dany etap od nowa, ponieważ zasugerowałem się punktem kontrolnym i wyłączałem konsolę, aby zrobić sobie przerwę. Jak się później okazało, był to szybki zapis dla obecnego stanu gry bez możliwości wyjścia do głównego menu. Dlatego przeważnie starałem się ukończyć rozdział przed zakończeniem gry, aby pozbyć się uciążliwego kłopotu. Spory minus należy się również za brak automatycznego zapisu, gdy znajdziemy ukryty emblemat i zginiemy. Efekt? Trzeba jeszcze raz się udać po znajdźkę. Oprócz wymienionych minusów powyżej można by się jeszcze przyczepić do kilku innych elementów. Jednak biorąc pod uwagę jakość produktu, jaki otrzymujemy od Capcomu, pozwolę sobie przymknąć oko na te drobne niedociągnięcia.
Na naszą uwagę zasługuje również zawartość dodatkowa, która oferuje dwa tryby zabawy od samego początku bez konieczności przechodzenia całej gry. Pierwsza opcja rozgrywki nosi nazwę „Polowanie na agenta” i pozwala wcielić się w zombie, J’avo lub najgroźniejszego przeciwnika jakim jest B.O.W. Następnie dołączamy do innego gracza, który rozgrywa kampanię online i zaczynamy krwawe łowy na gospodarza, który gra bohaterem. Druga opcja pod nazwą „Najemcy”, to eksterminacja potworów w pojedynkę lub w kooperacji z innym graczem. Do wyboru mamy trzy lokacje w postaci zamkniętej areny, na której walczymy do chwili, kiedy pokonamy 150 przeciwników lub skończy się czas. W odniesieniu do Resident Evil 5, tryb Najemników jest o wiele bardziej dynamiczny i powinien przypaść wam do gustu.
Pora jeszcze napisać kilka słów o oprawie audiowizualnej. Od strony graficznej Resident Evil 6 prezentuje się na poziomie dobrym. Zapytacie dlaczego? W niektórych momentach animacja dość mocno zwalnia, to pierwsze. Dodatkowo, kiedy kamera zrobi zbliżenie na jakiś obiekt, zauważymy brak wygładzania krawędzi, co w rezultacie prezentuje się bardzo słabo. A jak z muzyką i wszelakimi dźwiękami? Jest bardzo klimatycznie, szczególnie kiedy, mamy do czynienia z zombie. Podkład muzyczny idealnie komponuje się do zaistniałej sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Mówiąc w skrócie, twórcy zasługują na duży plus.
Powróćmy teraz do następującego pytania. W jakim stopniu Resident Evil 6 będzie nawiązywał do gatunku survival horror? Otóż jest to gra akcji z niesamowitymi efektami wizualnymi, która tylko chwilami serwuje nam elementy z gatunku survival horror. Nie ma co ukrywać faktu, ale seria przeszła ostrą ewolucję, która kiedyś musiała nadejść. Capcom zapowiedział, że Resident Evil 6 będzie największym przedsięwzięciem, do którego zatrudniono wiele osób. Dlatego śmiało mogę Wam polecić tą odsłonę kultowej marki, w którą musicie obowiązkowo zagrać!