feat - sword coast legends

Sword Coast Legends – recenzja gry


Procesor: AMD Phenom II X4 955 3,2 GHz
RAM: 5GB
GPU: AMD Radeon HD 6850 X2 1GB
OS: Windows 7 x64
Monitor: HP 2509m


Wczytywanie gry koszmarnie długie. Klatkowanie okrutne. Choć czasem zaczyna działać całkiem płynnie.




Kiedy w 2002 roku uruchamiałem na swoim komputerze Neverwinter Nights od BioWare, sądziłem że pogram w kolejną ciekawą grę na podstawie D&D. Znowu uratuję świat i będę bohaterem. Nie spodziewałem się jednak, że dzięki rewelacyjnemu trybowi wieloosobowemu, spędzę kolejny rok na różnych serwerach, jako gracz i MG, biorąc udział w najbardziej niesamowitej sieciowej przygodzie. Od tamtego czasu tęsknię za tymi przeżyciami i szukam namiastki tamtych przygód w różnych grach online.

Pierwsze informacje o Sword Coast Legends rozbudziły moje nadzieje. Czyżby miała pojawić się nowa odsłona mojej ukochanej gry? Czekałem z niecierpliwością. A kiedy się doczekałem, rzuciłem się na tę grę niczym wygłodniały wilk. I co?

2015-12-21_00002

No i nadal jestem głodny. Legendy Wybrzeża Mieczy okazały się, niestety, mało zjadliwe. Ale po kolei. Sword Coast Legends miało oferować graczom dwie części składowe zabawy. Kampanię dla pojedynczego gracza, oraz rozbudowany system wieloosobowy. Wiadomo, że zwykle dobrze jest zobaczyć jak wygląda „singleplayer”, aby poznać mechanizmy rządzące grą i lepiej wypaść w grach wieloosobowych.

Legendy, niestety, singlowo nie porywają. Historia, którą nas raczą jest dość sztampowa, choć nie można powiedzieć, żeby była jakimś fabularnym koszmarkiem. Ot mamy standardowe ratowanie wszystkiego co się da, bycie wybrańcem i ogólnie kozakiem co się zowie. Oczywiście nie jesteśmy sami, bo po drodze zbieramy sobie całkiem przyjemną drużynę, z którą nic nam nie jest straszne. Tu trzeba pochwalić twórców, bo postaci są napisane naprawdę ciekawie i są chyba jedną z jaśniejszych stron kampanii. Szkoda, że reszta gry nie została potraktowana z taką samą uwagą.

Konstrukcja naszych przygód jest do bólu podobna do tego co widzieliśmy już masę razy w innych grach. Mamy zadania fabularne, przeplatane masą questów pobocznych z cyklu przynieś-wynieś-pozamiataj, a przy okazji zabij 15 wilków i zerwij trzy grzyby z zielonymi kapeluszami. Wszystko to dzieje się na terenach znanych bywalcom Wybrzeża Mieczy, a także nieco niżej położonych terenów Podmroku. Nuda, niestety, atakuje z każdego kąta rozgrywki i tylko dialogi rozświetlają ten przykry mrok.

2015-12-21_00008

A co z walką, która jest przecież często kluczem do sukcesu gier cRPG. Mogę tu jedynie napisać, że jest…hmmm…poprawnie. Mamy gatunkowy standard, czyli walka w czasie rzeczywistym z aktywną pauzą, w trakcie której można spokojnie rozeznać się w sytuacji i przydzielić zadania naszym podopiecznym. Tyle, że dość szybko ze zdziwieniem zobaczyłem, że walka nie ma chyba nic wspólnego z systemem D&D. To znaczy cała gra niby jest luźno oparta na piątej edycji tego systemu RPG, ale albo totalnie przepisano całego papierowego erpega (piątej edycji nie czytałem), albo określenie „luźno oparta” oznacza, iż wzięto z niego tylko nazwy miejsc, czarów i innych tego typu rzeczy.

Walka opiera się na umiejętnym zarządzaniu umiejętnościami, a konkretnie ich „cooldownami”. Tak jest, wzorem gier MMO, skille jakich używamy w grze mają czas odnawiania. I niby już widzieliśmy to w innych grach nastawionych na rozgrywkę singlową, ale tam postacie miały do wyboru znacznie więcej umiejętności niż w Legendach. I choć tu ten system jako tako działa, to jednak bywa koszmarnie irytujący.

2015-12-21_00007

Dobrze chociaż, że nasi towarzysze są dosyć ogarnięci i nie trzeba im za bardzo pomagać w trakcie walki. Nie wykazują skłonności samobójczych, ani też braku orientacji w terenie. W czasie walki służą nam pomocą i nie wywołują napadów irytacji.

Sword Coast Legends nie powala też jeśli chodzi o szatę graficzną. Jest po prostu przeciętnie. Ładnie, ale przeciętnie. Mam wrażenie, że tytuł tej gry powinien brzmieć Przeciętne Legendy Wybrzeża Mieczy. Bo to jest doskonałe określenie trybu singlowego. Przeciętna gra, która idealnie wtapia się w tło i po jakimś czasie po prostu jej nie pamiętamy. No dobra, ale kampania miała być wprawką do trybu wieloosobowego. Jak więc Legendy wypadają w tym aspekcie?

Źle, albo nawet i tragicznie. Zależy kogo spytacie. Dla mnie, ten tryb to porażka. Całkowita i nieodwołalna. Grać tu można w trybie szybkiego zejścia o losowo generowanych podziemi, gdzie można je zespołowo wyczyścić z różnych przeciwników, dodatkowo wypełniając boleśnie sztampowe zadania z cyklu „znajdź 10 kawałków białej skały”. Może nam tu oczywiście towarzyszyć Mistrz Gry, który co jakiś czas podrzuci dodatkowego wroga, czy pułapkę, albo sam wcieli się w jakiegoś fajnego potworka, by napsuć nam krwi. W teorii jest to fajne, w praktyce nudne i beznadziejne. Nie ma w tym trybie nic, co by zachęcało nas do grania. Absolutnie nic.

2015-12-21_00010

No to może fabularne scenariusze, które gracze mogą tworzyć w specjalnym edytorze i wystawiać je „na pożarcie” innym graczom? Nie będę kopał leżącego, ale napiszę tylko, że owa fabuła, to zwykle możliwość przyjęcia, lub odrzucenia zadania. I ewentualnie odgórne, a nie losowe przydzielenie zadań i przeciwników do podziemi. Poza tym jest to najzwyklejsza strata czasu.

Niestety, muszę Wam odradzić Legendy Wybrzeża Mieczy. Jestem potwornie zawiedziony tą produkcją, zwłaszcza, że przecież świetny wzór do naśladowania był niemal pod ręką. Jak to możliwe, że 13 lat temu stworzono grę, która w obu aspektach, zarówno singlowym, jak i multi, przewyższała tę stworzoną obecnie? Dlaczego twórcy Sword Coast Legends nie potrafili wykorzystać „dobrych praktyk” i sprawdzonych pomysłów w swojej grze, która ma takie same ogólne założenia jak stareńkie NWN? Mogli zostać przy swoim systemie walki i „luźnym” podejściu do D&D, bo to nie przesądza o sukcesie gry. Ale słaba i nudna implementacja własnych pomysłów, skutecznie zarżnęła Legendy.

2015-12-21_00009

Mam jedynie nadzieję, że twórcy będą starali się coś w tej grze jeszcze zmienić, jeśli chodzi o model wieloosobowy. Może to da się jeszcze uratować. Ale moim zdaniem na tę chwilę szkoda na Sword Coast Legends czasu i pieniędzy. Zwłaszcza przy innych świetnych cRPG w klasycznym stylu. A nawet przy starych grach, które są lepsze od tej.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Ciekawe dialogi i postaci w singlu.
Przeciętna kampania dla pojedynczego gracza. Słabe rozwiązania wieloosobowe. Potworna nuda.
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze