feat - rage rec

Rage – recenzja gry

Ocena: 9,0

Plusy:
+ wspaniały pokaz możliwości silnika id Tech 5
+ przepiękny, szczegółowy i kapitalnie zaprojektowany post apokaliptyczny świat
+ powiew świeżości w oprawie wizualnej
+ dobrze zrealizowany element wyścigowy
+ multiplayer jako dodatek, a nie danie główne
+ elementy podchodzące z gatunku RPG
+ wysokiej klasy polonizacja
+ sztuczna inteligencja wrogów, która potrafi zaskoczyć…

Minusy:
- … ale nie zawsze działa jak powinna
- błędy związane z wyświetlaniem grafiki
- mało porywająca fabuła
- przeciętna ścieżka dźwiękowa


Wielu z was na pewno pamięta czasy, gdy siedząc godzinami przy ekranie monitora spędzaliście wspaniałe chwile przy takich produkcjach jak Doom czy Quake. Wtedy nikogo nie obchodziła fabuła zawarta w tych grach. Najważniejszym elementem była rozgrywka, fenomenalna, przystępna, która przetrwała po dziś dzień. Teraz patrząc na tytuły oparte na tej samej mechanice człowiek nie czerpie z nich tej samej radości co kiedyś. Gracze wymagają czegoś więcej niż tylko prostej w założeniach strzelanki pierwszoosobowej. id Software zapowiadając prace nad nowym projektem musiało wysoko postawić sobie poprzeczkę. John Carmack wraz z resztą pracowników chciał stworzyć coś innego niż do tej pory. Nie odchodząc od tematu FPS’ów postanowił połączyć trzy gatunki: grę akcji, rpg’a i wyścigi. Tak właśnie powstał Rage. Produkt z olbrzymim balastem na plecach, gdyż musiał udźwignąć oczekiwania graczy. Czy mu się udało? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w mojej recenzji.

3xA – Arka, asteroida i apokalipsa

Gry od studia id Software nigdy nie miały jakiejś wciągającej fabuły o ile w ogóle jakąś miały. W najnowszym dziele jest już inaczej. Zaraz po włączeniu kampanii zostajemy uraczeni wspaniałym filmikiem, gdzie dowiadujemy się, co się tak naprawdę stało. Na Ziemię spadła olbrzymia asteroida, która doprowadziła do prawdziwej apokalipsy, jednak nie tak wielkiej, aby unicestwić naszą rasę. Gracz wciela się w jednego z ocalałych, którzy zostali zamknięci w kapsułach ochronnych o nazwie Arka. Od całego wydarzenia minęło 106 lat i świat, który znał nasz bohater kiedyś przestał istnieć. Teraz wypadałoby zobaczyć, co w ogóle przetrwało i czy przypadkiem nie zostaliśmy sami na tym globie. W końcu w naszej kapsule innych żywych istot nie było. Na takie rozmyślenia jednak nie ma zbyt dużo czasu, gdyż bardzo szybko dowiadujemy się, iż ludzkość nie wymarła. Zaraz po wyjściu z Arki zostajemy zaatakowani i tak naprawdę tylko dzięki mężczyźnie o imieniu Dan Hagar udaje nam się wyjść cało z tej niebezpiecznej sytuacji. Od tej pory będziemy musieli od nowa poznawać świat niegdyś tak dobrze znany.

Dzięki napotkanym postaciom dowiemy się, jaki jest cel naszej wędrówki. Niestety nie nastąpi to tak szybko jakby by się mogło wydawać. Wiele z nich zamiast naprowadzić nas na właściwy tor prędzej umrze ze śmiechu odpowiadając „To ty o tym nie wiedziałeś?” zanim cokolwiek wyjaśnią. Dopiero po jakimś czasie wszystkie puzzle połączą się w jedną całość. Wszystkie frakcje napotkane w Rage walczą tak naprawdę o jedno – światową dominację. Wiele z nich jest zwyczajnie zbyt głupia, aby zaprowadzić jakiś porządek, dlatego cała historia krąży wokół Władzy i Ruchu Oporu. Możecie sami się domyśleć, po której z tych stron przyjdzie nam walczyć. Nie chcąc wam zdradzać nic więcej dodam tylko, że mimo niektórych oczekiwań, fabuła recenzowanej gry jest liniowa i nie mamy wielkiego wpływu na jej przebieg.

Rage to nie gra RPG!

W sieci można natrafić na informacje, jakoby nowa gra od id Software była roleplay’em, co jest kompletną bzdurą. Gdyby faktycznie tak było, to większość ocen nie oscylowała by w granicach 7-9 tylko 4-6. Od razu podkreślam, Rage to kapitalnie zrealizowana strzelanka pierwszoosobowa z dużą dawką elementów RPG – chociażby sposób prowadzenia rozmów, masa statystyk, crafting, zawierająca także bardzo dobrze zrealizowaną sekcję poświęconą wyścigom. Ogromne lokacje mogą sprawiać wrażenie, że mamy do czynienia z jakimś rodzajem sandboxa, ale faktycznie jesteśmy mocno ograniczeni co do eksploracji i otwartości tychże map. Wrzucając to wszystko do jednego worka John Carmack i reszta ludzi z id stworzyła coś swojego, nie do końca oryginalnego i innowacyjnego, ale przynajmniej nie pozostali w zamkniętych pomieszczeniach zamku z Wolfensteina. Jako fan ich wcześniejszych produkcji jestem pełen podziwu, że w czasach, gdzie FPS’y są nastawione na rozwałkę, masę skryptów i ogromny tryb sieciowy, taki deweloper zdecydował się pójść w zupełnie innym kierunku. Brawo.

3xP – Postrzelajmy, pogadajmy i pościgajmy się trochę

Jako, iż mamy do czynienia z grą twórców, którzy w temacie strzelanek są uznawani za mistrzów, sekcja poświęcona czystej akcji musiała zostać wykonana na najwyższym poziomie i tak właśnie jest. Większość czasu, jaki poświęcimy w tej produkcji przypada na walkę z dużą ilością przeciwników, którzy zachowują się naprawdę różnie. Na temat sztucznej inteligencji wypowiem się później, a na razie skupmy się na samym gameplayu. Dzięki nowemu silnikowi, który napędza wszystko – id Tech 5, cała rozgrywka działa ultra płynnie w 60 klatkach na sekundę. Nawet w sytuacjach ekstremalnych, gdzie działo się naprawdę sporo na ekranie, gra nie zwalnia ani na sekundę. Dzięki takiemu zabiegowi osoby dobrze obeznane z mechaniką FPS’ów będą mogły w 100% wykorzystać swoje umiejętności w boju. W środowisku, gdzie nie możemy liczyć na system osłon trzeba polegać na sprycie, czasie reakcji, dobrej celności i odpowiednim doborze broni do danego rodzaju zagrożenia. Jeżeli chodzi o ekwipunek, jaki został nam oddany w tej grze, to nie ma się czym martwić.

Liczba pukawek może i nie powala, ale przynajmniej każda z nich działa tak jak powinna i posiada różnego rodzaju amunicję, dzięki której uzyskujemy naprawdę odmienny efekt. Zaczynając od pierwszego pistoletu, który z początku zadaje średnie obrażenia, a bez dodatkowej lunety przybliżenie jest naprawdę małe. Po pewnym czasie nie tylko możemy dzięki niemu likwidować wrogów z daleka, ale i przy wykorzystaniu innych naboi jeden strzał w głowę to jeden trup. Shotgun, jak zwykle na bliski zasięg nie tylko zadaje spore obrażenia, ale również odrzuca i powala przeciwnika. Dodatkowo, możemy później załadować do niego amunicję energetyczną, lub wybuchową. Innym dobrym przykładem jest broń mocno przypominająca kuszę. Za sprawą zwykłych bełtów nie raz uda nam się wykonać soczysty headshot z ukrycia, ale dopiero po zdobyciu ładunków elektrycznych będziemy mogli razić prądem, doprowadzać do spięć w układach scalonych, które nie raz otworzą nam dodatkowe drzwi bądź zadadzą wrogom spore obrażenia. Takich kombinacji w Rage’u znajdziecie naprawdę sporo. Oprócz wyżej wymienionych broni mamy do dyspozycji jeszcze snajperkę, wyrzutnię rakiet, karabin maszynowy, kastety oraz takie dodatki jak robot bojowy, wieżyczkę strzelniczą, granaty, śmigliki i kilka innych ciekawych rzeczy. Jeżeli będzie nam brakowało jakiś bandaży bądź amunicji, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby takowe wykonać samemu. Dzięki zaimplementowanemu przez twórców systemu craftingu możemy przy użyciu zebranych składników, które można znaleźć wszędzie, stworzyć różnego rodzaju przedmioty. Oczywiście, wcześniej musimy się zaopatrzyć w odpowiedni schemat, gdyż bez niego nic nie uda nam się zrobić, zaś te można kupić bądź uzyskać za wykonanie jakiejś z misji. W razie kłopotów z wymaganymi elementami, zawsze warto się zwrócić do najbliższego sklepu i kupić co trzeba.

Wspomniałem wcześniej, że recenzowany tytuł nie jest grą RPG, ale korzysta z wielu pomysłów wywodzących się z tego gatunku. Jednym z nich jest prowadzenie konwersacji, bardziej przypominające sceny z Fallout’a czy też Borderlands niż Duke Nukem czy Call of Duty. Każda z napotkanych postaci ma własną osobowość i zachowuje się zupełnie inaczej. Człowiek odwiedzając nowe lokacje nie ma odczucia, że wszystkie NPC to klony. Szczególną uwagę można zwrócić na takie persony jak Dan Hagar, którego poznajemy na początku gry, burmistrz Clayton, Kapitan Marshall czy też mniej miły osobnik Redstone. Oprócz tego mamy także wcześniej wymieniony crafting, plecak gdzie przechowujemy wszystkie przedmioty, dziennik misji, masę różnych statystyk – choć mało związanych z postacią oraz masę różnych ulepszeń do broni i pojazdów. Wiele z tych elementów pochodzi z gier RPG, ale nie są one podstawą do przypisania produkcji od id Software do tego gatunku. Brakuje jakiegokolwiek rozwoju postaci, umiejętności, parametrów postaci, broni etc.

Nie samym strzelaniem i gadaniem człowiek żyje, w końcu w Rage’u mamy jeszcze mocno rozwinięty system wyścigowy, który jest kluczowym elementem rozgrywki. Praktycznie od samego początku będziemy poruszać się między lokacjami przy użyciu jakiegoś czterokołowca. Twórcy mocno postarali się, aby sterowanie autkiem było naprawdę proste i przyjemne. Dzięki czemu sama jazda jest naprawdę satysfakcjonująca a walki z bandytami przypominają dość mocno rozgrywkę chociażby z Motostorm na PS3, ale z użyciem broni palnej. Oprócz eksploracji i przejażdżek z miasta do miasta trzeba wspomnieć o turniejach, które dzielą się na: wyścigi czasowe bądź z oponentami oraz tryb polegający na zbieraniu punktów za zdobycie specjalnej paczki. Dochodzą do tego mieszanki zasad, gdzie raz można używać tylko dopalaczy, a gdzie indziej całego inwentarzu broni, gdzie mamy do dyspozycji – po odpowiednim ulepszeniu naszego pojazdu, rakiety, minigun, tarcze, droidy bojowe oraz inne ciekawe dodatki. Za zdobycie pierwszego miejsca otrzymujemy najczęściej po 15 kredytów, zaś po uzbieraniu większej sumki wymieniamy je, aby odpicować naszą furę, zwiększając przy tym jej wytrzymałość oraz zadawane obrażenia.

Zanim przejdę do następnego akapitu chciałem jeszcze wspomnieć o sztucznej inteligencji, która została wykonana dość nietypowo, a raczej działa, co najmniej dziwnie. W kwestii pościgów rewelacji nie ma i aby pokonać komputer nie trzeba jakiś specjalnych umiejętności. Zupełnie inna bajka jest podczas walk z ostrą wymianą ognia. Mutanty skaczą, unikają nas, większe osobniki szarżują, ale w większości sami podchodzą nam pod lufę, w końcu nie są obdarowani jakąś nadludzką inteligencją i nie ma się im co dziwić. Czasem jednak na naszych przeciwników spływa olśnienie. Wrogowie chowają się, wzywają posiłki, dokładnie mówią gdzie jesteśmy, podpowiadają innym co należy zrobić – chociażby rzucić w nas granat. Czasem, gdy zostaje jeden z bandytów zdarza się, iż uda mu się uciec. Wtedy informuje swoich kolegów o naszej obecności, a ci już schowani czekają na nas i dokładnie wiedzą, co mają robić. To właśnie te zachowania są wręcz fenomenalne, tylko czemu wszyscy się tak nie zachowują? Możliwe, że to zabieg celowy, w końcu zawsze znajdzie się jakiś idiota, ale psuje to ogólny efekt, a szkoda.

Multiplayer jako dodatek, a nie danie główne

Patrząc na dorobek studia id Software można by się domyślać, że ich nowa gra będzie posiadała jakiś głęboki tryb sieciowy ze standardowymi trybami typu deathmatch, TDM, capture the flag i inne. W praniu okazało się, iż nic takiego tutaj nie uświadczymy. Mamy za to mecze wyścigowo-destrukcyjne, gdzie zadaniem graczy jest wspólna eliminacja, ale siedząc za sterami swojego autka, które potem wraz z zdobywaniem wyższych poziomów możemy ulepszać i modyfikować według własnych potrzeb. Trasy może i nie są jakieś ogromne, ale doskonale spełniają swoją rolę. Nie zabrakło także systemu nagród za nasze osiągnięcia, którymi potem możemy się chwalić przed innymi graczami.

Oprócz samych wyścigów mamy także możliwość gry w co-op’ie wraz ze znajomym bądź losowo wybranych graczem z sieci. Całość polega na wyeliminowaniu odpowiedniej liczby wrogów nie dając się przy tym zabić. Etapy, które musimy pokonać to okrojone wersje, tych znanych z kampanii, ale idealnie nadają się do takiego trybu rozgrywki. Współpraca pomiędzy dwoma graczami to jak zwykle klucz do sukcesu, ale przynajmniej twórcy zadbali oto, że wręcz trzeba sobie pomagać inaczej nie ma co liczyć na pozytywny wynik.

Sami widzicie, że próżno tu szukać jakiś powiązań z Doomem czy Quake’iem i moim zdaniem to był dobry ruch. id Software zamiast karmić swoich odbiorców tym samym, postanowiło stworzyć coś innego i zamiast multi, który gra pierwsze skrzypce dostaliśmy tryb sieciowy w postaci dodatku do kampanii, mnie to pasuje.

Workshop, czyli kilka słów od strony technicznej

Rage to piękny pokaz możliwości nowego silnika id Tech 5, gdzie po raz kolejny pokazano działanie megatekstury – pierwszy raz zrobiono to w grze Enemy Territory: Quake Wars. Polega ona na tym, że zamiast wielu małych tekstur mamy jedną, nałożoną na całość, co sprawdziło się naprawdę dobrze. Oprawa wizualna w tej produkcji zapiera dech w piersiach, czegoś takiego spodziewałem się po Crysis 2 – gdzie mocno się zawiodłem, więc moje oczekiwania zostały w pełni zaspokojone. Lokacje zaprojektowano kapitalnie, wszystkie są wypełnione sporą ilości detali i nie ma mowy o pustych bądź podobnych do siebie poziomach. Widać ogrom pracy włożony przez level designerów. Każda z miejscówek jest jedyna i niepowtarzalna w swoim rodzaju. Nie raz człowiek zatrzymuje się na kilka minut tylko po to, aby podziwiać widoki. Urok post apokaliptycznego świata ciężko nawet opisać, materiały opublikowane w sieci przed premierą to zaledwie mała cząstka tego, co zobaczycie w tej grze. Zawalone budynki i drogi, jaskinie, bardziej i mniej rozwinięte miasta, kapsuła Arki, bazy gangów, kanały pełne mutantów oraz masa innych wspaniałych lokacji. Warto też wspomnieć o dobrze zrealizowanych animacjach broni, postaci, przeciwników i pojazdów. Naprawdę ciężko się tutaj do czegokolwiek przyczepić. W dodatku wszystko działa naprawdę płynnie, aż sam byłem zdziwiony, że przy konfiguracji: i3 540 3,06 GhZ, 4GB RAM i karcie GeForce GTX 285 nie ma spadków animacji przy rozdzielczości 1920×1080. Id Software pokazało, że zna się na optymalizacji, choć niestety nie obeszło się bez kilku wpadek, ale o nich za chwilę.

Jeżeli chodzi o ścieżkę dźwiękową to tutaj wielkiego szału nie ma. Utwory grane podczas rozgrywki są odpowiednio stosowane i dobrze dobrane do danej sytuacji bądź lokacji, w jakiej się znajdujemy. Podobnie ma się sprawa wyścigów, gdzie mamy dość dynamiczną muzykę, która w pełni spełnia swoją rolę. Brawa należą się za dobrze dobranych aktorów, którzy użyczyli swoich głosów, zarówno w polskiej jak i angielskiej wersji językowej. Osoby zatrudnione do tego przedsięwzięcia spisały się na medal, dzięki czemu napotykane postacie są nie tylko interesujące, ale także przekonujące a co najważniejsze prawdziwe. Bałem się trochę o wykonanie polonizacji, ale muszę przyznać, że Cenega stanęła na wysokości zadania i mam nadzieje, że taki poziom będą trzymać w kolejnych produkcjach, bo aż miło się słucha tak dobrze zagranych dialogów.

Kończąc tę recenzję ze smutkiem muszę wspomnieć o błędach, które nawiedziły pecetową wersję Rage’a. O ile konsolowcy nie muszą się zbytnio martwić tymi bugami, to posiadacze blaszaków już tak. Chodzi tutaj głównie o grafikę, a raczej błędy z teksturami. Okazuje się, że twórcy nie dogadali się zarówno z Nvidią jak i z ATI/AMD, przez co w dniu premiery sterowniki do kart graficznych tych producentów nie były odpowiednio przygotowane. Dlatego musimy walczyć z doczytującymi się na okrągło teksturami – wystarczy się ciągle obracać w kółko, a one będą się ciągle wczytywać na nowo, błędami w wyglądzie lokacji – czarne bądź niebieskie plamy, czy też wywalaniem do pulpitu. Niedawno pojawił się patch, który dodał w końcu jakieś opcje w wyborze ustawień grafiki, ale wielu ludzi nadal narzeka, że zbyt mało się poprawiło. Osobiście poczytałem trochę w sieci i zrobiłem sobie plik konfiguracyjny, który poprawił to wszystko, więc sądzę, że niebawem każdy będzie mógł bez przeszkód cieszyć się tą produkcją, ale niesmak pozostał.

Odpowiadając na pytanie, które mogliście znaleźć na początku recenzji, mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że Rage udźwignął pokładane w zobowiązania. Nowa gra Johna Carmacka jest świeża, ładna, zapewni wam godziwe 14-20 godzin – w zależności od ilości wykonanych misji pobocznych, wspaniałej rozrywki. Nie obyło się bez błędów, niektórzy mogą być niezadowoleni, że nie jest to RPG czy sandbox, ale ja ubawiłem się przy „Gniewie” wspaniale i tego wam życzę.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze