myzrte

Mutant Year Zero: Road to Eden – recenzja gry


Procesor: intel i7 4790 @3.6GHz
Karta graficzna: GeForce 730 GT
RAM: 12GB
System: Win10 x64
Dysk SSD: 1 TB


Na wysokich ustawieniach jakości, gra się zacinała, grafika rozmazana, ciężko było cokolwiek zobaczyć. Musiałem sporo zjechać z jakością, żeby zaczęła działać płynnie i bez problemów.




XCOM ze zwierzętami, w klimacie postapo, z elementami skradankowymi i rozgrywką w czasie rzeczywistym. Tak w bardzo dużym skrócie i uproszczeniu, można określić grę Mutant Year Zero: Road to Eden. Ten opis na tyle mnie zaintrygował, ze postanowiłem zobaczyć co i jak.

Tajemnicza zaraza i broń nuklearna zrobiły swoje. Apokalipsa zapukała do naszych drzwi. A właściwie wlazła z buciorami do mieszkania i trzeba sobie radzić. Niedobitki żyją sobie w miejscu zwanym Arką. Tam starają się przeżyć, ale z uwagi na wszechobecne promieniowanie są oni zdani na łaskę mutantów, którzy promieniowania się nie boją i stali się zwiadowcami, zaopatrzeniowcami i złomiarzami. Skąd się wzięli mutanci? Nie do końca wiadomo, ale są. Niektórzy to humanoidalne zwierzęta jak z nieco brutalniejszych wersji kreskówek Looney Tunes, inni to ludzie z mocami parapsychicznymi. I to właśnie owi mutanci, jak głosi tytuł gry, będą stanowić naszą ekipę.

myz8

Fabuła jest prosta. Dwójka mutantów (Kaczka i Dzik) po powrocie ze zwiadu, dostaje zadanie od najstarszego mieszkańca Arki, aby ruszyć śladami najlepszego ze szperaczy. Ten bowiem wyruszył w poszukiwaniu mitycznego Edenu, czyli krainy, która ma odmienić żywot ludzi z Arki. Historia niby sztampowa, ale ma w sobie coś, co przykuwa uwagę.

W trakcie rozgrywki będziemy sterować grupą maksymalnie trzech postaci. Jednak na „ławce rezerwowych” będą mogły siedzieć dodatkowe osoby. Na szczęście system zdobywania doświadczenia jest przyjazny dla gracza i zarówno bohaterowie aktywni, jak i ci, którzy w danym momencie są poza drużyną, dostają „XPki”, więc nie ma poczucia, że jak kogoś zostawimy, to już go nie użyjemy, bo będzie odstawał z poziomem. Lubię takie rozwiązania.

myz4

 

Kierowana przez nas grupa mutantów, będzie przemierzała różne lokacje. Ta część gry toczy się w czasie rzeczywistym. Możemy zwiedzać miejscówki, szukać ukrytych skrzyń, czy rozrzuconego tu i ówdzie sprzętu. Jednak co jakiś czas napotkamy wrogów i tu zabawa się zaczyna zmieniać.

Najpierw przechodzimy do zabawy w skradankę. Nadal czas rzeczywisty, ale widzimy na ekranie zasięg wzroku wrogów i staramy się ich unikać. Po co? Zwykle z jednego z dwóch powodów. Albo kolesie są dużo za silni i chcemy ich po cichutku wyminąć, aby kontynuować podróż (i życie), albo mamy z nimi szansę, ale najpierw chcemy się dobrze rozstawić, albo znaleźć i wyeliminować odosobnionych wrogów, by zwiększyć swoje szanse.

myz6

W końcu jednak będziemy walczyć. Wtedy przechodzimy do rozgrywki turowej. Nasi bohaterowie maja dwa punkty akcji, których używamy na wykonywanie…No cóż, akcji. A te akcje, to poruszanie się, strzał, przeładowanie, włączenie trybu warty, czy użycie mutacji (czyli takiej zdolności specjalnej). Walka, to standardowa turówka, gdzie szansa trafienia jest obliczana na podstawie odległości, zasięgu, osłony i tym podobnych. Co więcej, żeby było łatwiej, mamy tylko kilka „procentów”. 0, 25, 50, 75 i 100 – to wystarczy. Trzeba jednak wiedzieć, że sprawdzenie, czy udało nam się zmieścić w procentach następuje w grze gdzieś wcześniej, niż w samym momencie strzału. Jeśli spudłujecie przy 75% szansy, to jeśli zapisaliście grę przed naciśnięciem spustu, to wczytanie jej nic nie pomoże. Za każdym razem spudłujecie. No i oczywiście pudło przy 100% tez się zdarza. Bardzo rzadko, bo to w końcu 100%, ale zdarza.

myz2

Jeśli już przy potyczkach jestem, warto wspomnieć, że z jednej strony są ciężkie, bo wrogów zwykle jest więcej i są od nas silniejsi, czy lepiej uzbrojeni (co jednak nie znaczy, ze to lepsze uzbrojenie po nich zbierzemy). Z drugiej strony SI czasem kuleje i wrogowie zachowują się jak mało rozgarnięte boty. Potrafią schować się za jakimś pniem, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że nasz bohater stoi trzy kroki od nich, a do tego za plecami. Nie jest to zachowanie nagminne, ale miejcie to na uwadze.

Gra ma też kilka problemów technicznych. Czasem wariuje kamera, czasem coś się nie doczyta, ale generalnie jest dobrze. To błędy, które trafiły mi się ze trzy, cztery razy. W zasadzie jedynie do kamery mam największe zastrzeżenia, bo jej praca niesamowicie potrafi zirytować i utrudnić rozgrywkę w niepotrzebnym stopniu.

myz1

Gra wygląda bardzo ładnie. Niestety jest też dość wymagająca. Choć może powinienem na to spojrzeć z innej perspektywy, pisząc, że mój sprzęt jest już dość leciwy. Na dość wysokich ustawieniach, elementy czasu rzeczywistego były dla mnie niemal nie grywalne z uwagi na smużenie, zacinki i zerową czytelność tego co się dzieje na ekranie. Spore obniżenie pomogło, ale gra nieco straciła z uroku.

Ogólnie muszę przyznać, że Mutant Year Zero: Road to Eden to całkiem ciekawa propozycja w obszarze taktycznych „XCOMo-podobnych” produkcji. Nietypowy setting, interesująca historia, dość proste zasady rozbudowy postaci. Można z nią spokojnie spędzić kilkanaście godzin przy dobrej zabawie. A jeśli Wam przypadnie do gustu, to kto wie…Może będzie sequel.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Pomysł na postapo ze zwierzętami, połączenie turówki w stylu XCOM z czasem rzeczywistym i skradanką, rozwój postaci.
Problemy z SI przeciwników, sporadyczne problemy techniczne, dziwny system obliczania trafienia strzału, praca kamery.
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze