feat - fifa 13 rec

FIFA 13 – recenzja gry

Ocena: 9,0

Plusy:
+ kompletna niemal pod każdym względem encyklopedia futbolu
+ fantastyczna animacja
+ etat selekcjonera kadry narodowej
+ masa zabawy off i online
+ poprawione braki poprzedniczek

Minusy:
- polski komentarz i brak Ekstraklasy
- nie wywraca serii do góry nogami


Mało który gracz zdaje sobie sprawę z faktu, że tegoroczna edycja FIFY jest już dwudziestą pełnoprawną odsłoną sportowego cyklu. Pomijam w tym miejscu edycje specjalne i dodatki związane z turniejami o światowy, oraz europejski czempionat, a także uliczne odmiany sygnowane logiem dowodzonej przez Seppa Blattera federacji. Stworzona przez EA Sports marka debiutowała w lipcu 1993 roku, czyli w czasach, gdy Puchar Europy przemianowany został na Ligę Mistrzów, Eric Cantona dumnie paradował po murawie Old Trafford z zadziornie podniesionym kołnierzykiem czerwonej koszulki Umbro, a na czele Polskiego Związku Piłki Nożnej stał Kazimierz Górski. Powróćmy jednak do teraźniejszości i FIFY 13. Czy jubilatka zaprezentuje formę dziarskiej dziewiętnastolatki, czy też zmęczonej życiem geriatrii? Odpowiedź znajdziecie w recenzji.

Skruszenie betonu

Złośliwi powiedzieliby zapewne, iż coroczne premiery gier z serii FIFA są tylko i wyłącznie bezwzględnym skokiem na kasę naiwnych graczy, którzy za odświeżone składy wykładają ciężko zarabiane pieniądze. Przyznam się szczerze, że sam miałem spore zastrzeżenia do postawy Electronic Arts, które to w pewnym momencie straciło koncepcję na rozwój swej sztandarowej na europejskim rynku marki. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku FIFA poradziła sobie z konkurencją w postaci Sensible World of Soccer i Kick Off, jednak wobec świeżości International Superstar Soccer Pro (przemianowanego w późniejszym czasie na Pro Evolution Soccer) była już bezradna. Konami opracowało fantastyczny system rozgrywki, któremu nie były w stanie zaszkodzić nawet pokaźnych rozmiarów braki w licencjach. Zawodnicy o zabawnie poprzekręcanych nazwiskach wyczyniali na boisku tak niesamowite rzeczy, że aż ciężko było uwierzyć w fakt, że FIFA ze swą schematyczną rozgrywką jest w stanie utrzymać zadowalającą wydawcę (i licencjodawcę) sprzedaż. W przezwyciężeniu kryzysu serii z pewnością pomogła bierna postawa Japończyków, którzy bardziej koncentrowali się na pozyskiwaniu licencji, niż na rozwoju boiskowych wyczynów i w roku 2008 historia zatoczyła przysłowiowe koło. FIFA 09 zaskoczyła wszystkich swym przemodelowanym systemem rozgrywki i fantastyczną animacją zawodników. Co prawda nowościami cieszyć się mogli jedynie posiadacze konsol PS3 i X360. Jednak po dwóch latach do grona szczęśliwców dołączyli także użytkownicy PC. Kolejne edycje FIFY z cyferkami 10, 11 i 12 wprowadzały kolejne nowości do serii, wśród których można wymienić choćby drybling w 360 stopniach, system Personality Plus, tryb Ultimate Team, odpowiedzialny za kolizje Impact Engine, Support Your Club i masę innych smaczków, które skutecznie uplasowały produkcję EA Sports na czele stawki sportowych symulacji. Tegoroczna odsłona nie przynosi ze sobą rewolucyjnych rozwiązań, jednak w godny podziwu sposób łączy wszystkie dokonania poprzedników w jeden, kompletny produkt.

Koniec z ofensywą, czas na defensywę

Zanim przejdę do niuansów zaserwowanych nam w tym roku przez EA Sports, warto na chwilę powrócić do sytuacji na rynku gier piłkarskich. W gatunku popularnych „managerów” prym wiodą kolejne odsłony Football Manager, które wywodzą się bezpośrednio ze znanej jeszcze z 16-bitowych komputerów serii Championship Manager. Odpowiedź ze strony Electronic Arts w postaci kilku części FIFA Manager nie miała wystarczającego impetu, by zachwiać hegemonią lidera. Ciekawszy pojedynek toczy się na polu produkcji wymagających większego zaangażowania manualnego w wydarzenia na boisku. Kilkuletnia dominacja FIFY została w tym roku wyraźnie naruszona przez wyjątkowo udane Pro Evolution Soccer 2013. Choć sam porzuciłem serię Konami już kilka lat temu, to nie mogę odmówić tegorocznej edycji sporego progresu względem poprzedników. Wcześniejsza premiera PES 2013 była rozsądnym zagraniem ze strony japońskiego wydawcy, bo gra miała trochę czasu na zadomowienie się na rynku, a EA Sports i tak nie byliby w stanie doszlifować kulejących elementów FIFY 13 do planowanej premiery. Tylko czy rzeczywiście było co poprawiać? Do tej pory FIFA atakowała kolejnymi nowinkami i coraz lepszym odwzorowaniem boiskowych batalii, a PES szkalowany był na każdym kroku za archaizmy pamiętające jeszcze czasy PS One. W tym roku Konami wyjątkowo dopracowało swój produkt i choć nie może być mowy o przeskoku serii na kolejny poziom, to ewidentnie widać, że twórcy znali największe wady swego dziecka, konsekwentnie je eliminując. PES 2013 z pewnością jest najlepszą odsłoną serii od czasu PES 5 (do dziś nie wiem, dlaczego niektórzy uważają fatalnie zbalansowaną część szóstą za szczyt dokonań Konami). Electronic Arts poczuło zapewne na plecach gorący oddech konkurencji i zareagowało w najlepszy z możliwych sposobów. Zamiast atakować rynek kolejnymi nowościami, w tym roku twórcy FIFY obronili się przed konkurencją, przedstawiając idealnie dopracowane elementy w jednej, ostatecznej formie. Taka jest właśnie FIFA 13. Wyjątkowo dopracowana, spójna i idealnie odwzorowująca piłkarski świat na ekranach konsol. Nie jest jednak pozbawiona wad, ale dla nich przygotowałem osobny akapit, w którym wspomoże mnie mój redakcyjny kolega Gambit.

Dyskretnie przemycone nowości

FIFA 13 uderza w trzy grupy odbiorców. Pierwsza to miłośnicy Pro Evolution Soccer, którzy w tym roku postanowili zasmakować konkurencyjnego produktu, druga to wierni wyznawcy filozofii EA Sports, którzy z żalem żegnają się z ubiegłoroczną, wyjątkowo udaną edycją, zaś ostatnią grupę stanowią „debiutanci”, którzy nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z wirtualną piłką nożną. Ciężko pogodzić interesy wszystkich zainteresowanych stron i producent stał przed niemałym wyzwaniem. Tytuł skierowany do wszystkich może w gruncie rzeczy okazać się nie do końca określonym tworem, który na każdym kroku karci graczy kompromisami, na jakie musieli przystać twórcy. Na szczęście w recenzowanej tu grze takowych problemów nie uświadczymy. Najlepiej bawić się będą oczywiście weterani serii, bo ominie ich proces adaptacyjny i od pierwszej chwili z grą będą bawić się przednio. Nowicjusze i weterani PES’a muszą spędzić trochę czasu na nauce, ale jest to norma w przypadku współczesnych symulacji sportowych. Serie NBA 2K, Top Spin i UFC Undisputed idealnie potwierdzają tę tezę, a FIFA nie stanowi tu żadnego wyjątku.

Czas zatem przyjrzeć się zawartości najmłodszego dziecka EA Sports. Teoretycznie gra oferuje te same tryby, co przed rokiem. Samotników przyciągnie klasyczna Kariera, w której wcielić możemy się zarówno w szkoleniowca, jak i zawodnika (zniknęła opcja łącząca obie funkcje, czyli grającego trenera). Drugim ciekawym trybem jest FIFA Ultimate Team, o którym w tym roku napiszę trochę więcej. Multiplayer także nie doczekał się zbyt wielu nowości – tu nieprzerwanie rządzi tryb Sezonów, w którym walczymy w internetowych ligach z innymi graczami o awans na wyższe szczeble rozgrywek. Możliwe są także niezobowiązujące mecze po sieci i lokalnie, a także pojedynki 11 na 11, które pojawiły się w serii dwa lata temu. Na koniec pozostają jeszcze wyzwania EA Sports, których scenariusze oparto na rzeczywistych wydarzeniach z piłkarskich boisk.

Główne filary gry pozostały zatem bez zmian i wydawać by się mogło, że posiadacze ubiegłorocznej edycji nie znajdą tu dla siebie nic, co usprawiedliwiłoby wydanie 200 złotych na FIFA 13. Nic bardziej mylnego – nowe tryby są obecne, choć nie stanowią one o sile produkcji EA Sports w takim stopniu, jak te, o których już wspomniałem. Pierwszą nowością jest Match Day, w którym rozegrać możemy spotkania zgodnie z realnymi terminarzami konkretnych lig. Żeby dodać odrobinę realizmu, składy drużyn i forma piłkarzy pobierane są na bieżąco z sieci, więc nie ma co liczyć na wsparcie zawodników, którzy w rzeczywistości leczą długotrwałe urazy. Drugim, równie łakomym kąskiem jest trening, w którym na zaliczenie czeka szereg tajników piłkarskiego rzemiosła. Slalom między tyczkami, rzuty karne, podania, dośrodkowania, uderzenia z pierwszej piłki i kilka innych ciekawostek potrafi wciągnąć na dłużej, ponieważ każde z ćwiczeń ma trzy poziomy trudności, a także końcowe wyzwania dla najlepszych graczy. Warto je zaliczać, ponieważ w nagrodę otrzymamy punkty doświadczenia, które bezpośrednio przekładają się na rangę gracza, oraz kredyty, które wydać można w sklepiku. To kolejna nowość, która motywuje do jak największego zaangażowania się w FIFA 13. Kupić można sporo – klasyczne stroje, piłki, buty, a także perki, które podnoszą statystyki piłkarzy i wpływają na wydarzenia za kulisami stadionów. Dostęp do droższych niespodzianek uwarunkowany jest aktualnym doświadczeniem gracza, dlatego miło ze strony twórców, że poziom zdobyty w ubiegłorocznej odsłonie uwzględniony został w FIFA 13 i weterani serii nie muszą zaczynać wszystkiego od nowa.

Jak już wcześniej wspominałem, w FIFA 13 większą uwagę poświęcono na dopracowanie istniejących już mechanizmów, niż wprowadzanie nowinek. Zanim wybiegniemy na zieloną murawę, warto na chwilę zatrzymać się przy dwóch najważniejszych trybach gry, czyli Karierze i FIFA Ultimate Team, bo zostały one poddane sporemu liftingowi. Zacznijmy od tego drugiego, ponieważ w recenzjach dwóch poprzednich odsłon potraktowałem go trochę po macoszemu. FUT debiutował już w FIFA 10 w formie płatnego DLC, zaś w jedenastce udostępniony został całkowicie za darmo. Od ubiegłorocznej edycji jest już jednak integralną częścią gry i skupia wokół siebie wcale nie małą społeczność graczy. Czym FIFA Ultimate Team jest w istocie? Najprościej zdefiniować go jako połączenie trybu kariery z grą karcianą, ponieważ stworzoną przez siebie drużynę budujemy właśnie za pomocą talii kart. Oczywiście początki są trudne i stać nas jedynie na talie brązowe, w których próżno szukać wirtuozów futbolu. Kredyty zarobić można na dwa sposoby. Pierwszy, wymagający odrobinę cierpliwości, polega na wygrywaniu trofeów. Do zdobycia czeka szereg pucharów i tytułów ligowych. Oddzielne trofea przygotowano dla samotników, oraz dla entuzjastów rozgrywek po sieci. Pierwsze batalie nie stanowią wyzwania, ponieważ poziom trudności rośnie wraz z odblokowywaniem kolejnych turniejów. Nie ma zatem co liczyć na błyskawiczny napływ kredytów. Dla niecierpliwych przewidziano zatem drugi sposób na szybkie wzbogacenie się – jest nim coraz popularniejszy system mikrotransakcji. Za prawdziwe pieniądze nabyć możemy walutę niezbędną do zakupu droższych talii kart. Oprócz zawodników, w taliach znajdują się także trenerzy i karty zwiększające statystki piłkarzy. Nadmiar zbytecznych kart wystawić można na aukcjach, które są kolejnym źródłem wzmocnień. Warto dokładnie budować drużynę, ponieważ w trybie Ultimate Team uwzględniono nawet takie czynniki, jak chemia pomiędzy piłkarzami. Z pomocą kolorowych linii pomiędzy reprezentantami wyjściowej jedenastki można szybko ustalić optymalny skład. Wpływ na owocną współpracę ma narodowość zawodników, kluby, z których się wywodzą i kilka innych czynników. Nowością w tym roku jest obecność drużyny tygodnia, której oczywiście można rzucić wyzwanie.

Największą metamorfozę przeszedł jednak tryb Kariery, który autorzy sukcesywnie poprawiali z roku na rok. Pierwszą zmianę powitałem z nieskrywanym zadowoleniem, ponieważ przypomniała mi szczenięce lata spędzone przy Sensible World of Soccer. Chodzi oczywiście o możliwość poprowadzenia reprezentacji narodowych. Ta zaszczytna funkcja nie koliduje z obowiązkami klubowymi, jednak na stanowisko selekcjonera trzeba sobie zasłużyć wynikami w lidze i pucharach. Wybrana na samym początku narodowość trenera miała mieć rzekomo wpływ na propozycje od narodowych federacji, jednak dziwnym trafem PZPN przeoczył moją osobę i został uprzedzony przez Portugalczyków. Rola selekcjonera sprowadza się do wybrania składu spośród sporej grupy reprezentantów, a następnie poprowadzeniu drużyny na boisku. Mecze towarzyskie, eliminacje do Mundialu i mistrzostw poszczególnych kontynentów, oraz przede wszystkim udział w takowych. Miła odskocznia od piłki klubowej, która wymaga od gracza znacznie większego zaangażowania. Jako manager musimy dbać o budżet klubu, kontrakty zawodników, skauting, kontuzje i transfery. EA Sports kolejny raz zaskoczyło mnie przywiązaniem do detali. Podobnie jak przed rokiem, także teraz zapoznawani jesteśmy z informacjami dotyczącymi plotek transferowych, formy zawodników i uwag innych trenerów, a także toną rozmaitych statystyk. Prawdziwa piłka nożna w pigułce. Zmodyfikowano możliwości pozyskiwania i sprzedaży zawodników. Można w rozliczeniu oddać jednego ze swoich graczy, a ofertę wzbogacić dopłatą w gotówce. Warto też przedstawić potencjalnemu celowi jego rolę w zespole, co będzie miało wpływ na decyzję dotyczącą zmiany barw klubowych. Zmiany nie ominęły także sprzedaży zawodników. Po pierwsze, możemy w końcu zażądać wyższej kwoty odstępnego. Po drugie zaś, zapomnieć możemy o tym, że kwota ze sprzedaży w całości wzmocni budżet klubu. Zależnie od początkowych ustawień, określony procent z wpływów trafi do kieszeni zarządu.

Oba opisane powyżej tryby zapewniają masę zabawy, która nie powinna się znudzić przynajmniej przez kolejnych 365 dni. Jak na produkcję, która nie koncentrowała się w tym roku na rewolucjonizowaniu gatunku, FIFA 13 prezentuje się niezwykle świeżo.

Camp Not

Jakie zmiany zaszły na murawie? Przede wszystkim autorzy podkręcili tempo gry, która w błyskawiczny sposób przenosi się spod jednej bramki pod drugą. Jest szybko i potrzeba trochę czasu na oswojenie się z nową FIFĄ. Wyśmiewany w ubiegłym roku Impact Engine świetnie radzi sobie z animacją piłkarzy, a smaczku boiskowym wydarzeniom dodaje nowa fizyka piłki. Przede wszystkim strzały zyskały na soczystości i niejednokrotnie jesteśmy świadkami petard zza linii pola karnego. Dodatkowo futbolówka potrafi czasem odskoczyć piłkarzom od nogi, co z jednej strony potrafi zepsuć stuprocentową sytuację, a z drugiej taką stworzyć. Wszystko jest kwestią przypadku, choć po pewnym czasie można w znacznym stopniu opanować przyjęcia piłki. Zadziwia też łatwość, z jaką konsolowy rywal przedziera się w nasze pole karne i potrzeba maksymalnej koncentracji, by mu w tym przeszkodzić. Sprawdza się w tym przypadku system obrony taktycznej, który trochę zbalansowano w stosunku do zeszłorocznej edycji i trudniej o kardynalne błędy, po których rywal znajdował się w sytuacji sam na sam z naszym bramkarzem. Oczywiście można w dalszym ciągu stosować starszy system obrony, nie daje on jednak pełnej kontroli nad defensorami. Poprawiono też drybling – wciśnięcie obu spustów umożliwia krótkie prowadzenie piłki przy nodze przy jednoczesnym zwróceniu piłkarza w stronę bramki. Idealne rozwiązanie dla pojedynków w bocznych rejonach boiska, gdzie konfrontacje dynamicznych skrzydłowych z obrońcami zyskują na atrakcyjności.

Gra prezentuje się wybornie. Wyeliminowanie zbytecznych przerywników znacznie przyspiesza rozgrywkę – możliwe jest szybkie wznowienie gry po faulu i błyskawiczny wyrzut piłki z autu, zmylenie rywala szybkim balansem ciała, podania na dobieg, zagrania piętą i wszystkie, nawet najbardziej wymyślne sztuczki piłkarskie. Grafika nie przeszła gruntownego remontu, jednak w dalszym ciągu gra wygląda bardzo dobrze. Śmiać mi się chce z krytyki twarzy zawodników i porównań ich z Pro Evolution Soccer. Z pewnością facjaty polskich reprezentantów lepiej odwzorowano w japońskiej produkcji, jednak w przypadku gwiazd światowego formatu ciężko wskazać wyższość PES’a nad FIFĄ. Drażni trochę rozpikselowana publiczność, natomiast cieszy obecność rozgrzewających się rezerwowych, trenerów i obsługi technicznej. Ciekawostką są przedmeczowe ceremonie powitalne. W spotkaniach ligowych mamy tradycyjną prezentację obu jedenastek, jednak w przypadku meczów pomiędzy reprezentacjami odgrywane są hymny, kamera robi zbliżenia na (nie)śpiewających zawodników, zaś na końcu drużyna pozuje do pamiątkowego zdjęcia.

Co do dźwięku, to tutaj niestety mamy do czynienia z dwiema stronami medalu. Do testów otrzymałem anglojęzyczną wersję FIFA 13, co początkowo nie wywołało we mnie radości. Człowiek przez lata przyzwyczaił się do pełnej polonizacji FIFY, a tu taki potwarz. Na szczęście znam wystarczająco dobrze język Shakespeare’a, więc poruszanie się w środowisku gry nie sprawiało mi problemu. Zacznę od muzyki, która jak zawsze w serii stanowi mieszankę różnych stylów z różnych rejonów świata. Jest to co prawda tylko kwestia gustu, ale w moim odczuciu soundtrack FIFA 13 jest zdecydowanie przyjemniejszy w odbiorze, niż w zeszłorocznych edycjach. Nie wspominając już o PES 2013, który na wstępie wita graczy katowanym do wyrzygania Michelem Telo i jego słynnym „Ai Se Eu Te Pego”. Brrrrr.

Prawdziwy zachwyt wywołał brytyjski komentarz. Mecze na bieżąco komentują dwie pary fachowców – Martin Tyler z Alanem Smithem i Clive Tyldesley wraz z Andym Townsendem. Słuchając ich pracy zrozumiałem, jak mało do powiedzenia mieli w ostatnich latach Dariusz Szpakowski i Włodzimierz Szaranowicz. Wyspiarze notorycznie przywołują aktualne (!!!) ciekawostki dotyczące klubów, piłkarzy i trenerów. Sypią nazwiskami, omawiają wyniki z równolegle rozgrywanych spotkań (można tę opcję wyłączyć, ale nie warto), a pomiędzy spotkaniami analizują zakończone mecze. Dodatkowo nie trzeba już szukać w menu terminarza i wyników losowań par w pucharach, bo także te informacje udzielane są w formie słownej przez komentatorów. Dźwiękowcy odwalili kawał świetnej roboty i komentarz w FIFA 13 jest niemal równie dobry, co w NBA 2K13.

Wszystko byłoby super, gdyby gra ustrzegła się kilku braków związanych czy to z polską lokalizacją, czy też z licencjami. Zacznę może od rodzimej edycji gry, bo zewsząd docierały opinie o solidnych brakach w polskim komentarzu i braku obsługi Kinecta w wersji na konsolę X360 (a taką otrzymaliśmy do recenzji). Powiem krótko – kontroler ruchowy Microsoftu nie czyni rozgrywki lepszą, ale możliwość dokonywania korekt w składzie, czy też zmian formacji za pomocą komend głosowych sprawdza się nieźle i eliminuje grzebanie w menu gry. Dodatkowo działa bez większych zgrzytów, ale niestety nie w naszym kraju. Hasło „Better with Kinect Sensor” zniknęło ze sprzedawanych w Polsce pudełek z grą. Kwestię komentarza duetu Darek & Włodek pozostawię Gambitowi, który miał do czynienia ze zlokalizowaną edycją FIFA 13. Halo, halo Gambit, oddaję Ci głos.

Halo, halo, Adventure, dziękuję za głos. Niestety z żalem okrutnym muszę stwierdzić, że zarówno Włodzimierz Szaranowicz, jak i Dariusz Szpakowski nie mogą podziękować EA za umieszczenie ich po raz kolejny w grze. Od razu mówię, że jeśli chodzi o mecze na żywo, to uwielbiam słuchać komentarz Szpakowskiego (podobno należę do bardzo nielicznej grupy osób, które tak czują). Niestety cała magia Szpaka ginie, gdy zderza się z nagranymi na sucho kwestiami i bezdusznymi skryptami przypisującymi komentarz do akcji. Z tego powodu bardzo często, emocje jakie słychać w głosach komentatorów zupełnie nie pasują do tego co dzieje się na boisku. Strzał mija bramkę w odległości kilku kilometrów, a Szpakowski jest zafascynowany kapitalnym uderzeniem. Albo sytuacja odwrotna, kiedy piłka muska poprzeczkę po bombie z siedemnastu metrów, a jeden z panów Sz. beznamiętnie mówi, że to nie miało prawa wpaść do bramki.

Dołóżmy do tego kawałki, które zupełnie nijak mają się nie tylko do sytuacji na boisku, ale i do całego meczu i obraz tragedii mamy niejako dopełniony. Zastanawia mnie też, dlaczego nasi komentatorzy tak niechętnie wymawiają nazwiska graczy. W ogóle zrobiono w grze coś, co spowodowało, że w trakcie meczu potrafi zapaść cisza. A doskonale wiadomo, że podczas oglądania meczu w TV, komentatorzy niemal nie milkną. Tu cisza potrafi zbyt często i zbyt długo gościć w głośnikach.

Ale powtórzę to raz jeszcze. W żadnym wypadku nie winię za tę sytuację Szaranowicza i Szpakowskiego, tylko skrypty rządzące doborem komentarza w trakcie gry, czyli programistów, którzy zaprogramowali taką kaszanę. I to by było na tyle, oddaję głos do studia.

Dziękuję Gambit. Wróćmy jeszcze na moment do Polski – słynna ustawa hazardowa zabrania reklamowania firm bukmacherskich, więc spodziewajcie się nie do końca wiernych oryginałom koszulek niektórych klubów (m.in. Realu Madryt). Zapomnijcie także o rodzimej Ekstraklasie. EA w dalszym ciągu nie doszło do porozumienia ze sprawującymi opiekę nad lokalnymi rozgrywkami oficjelami, dlatego też polskie kluby wyposażono w fikcyjne emblematy i zmienione nazwy. Na szczęście łatwo domyślić się, która to która – L.Poznań to Lech, W.Łódź to Widzew itp. Pozostałymi brakami uraczono już nieco sprawiedliwiej, bo dotyczą wszystkich edycji gry. Nieobecność Ligi Mistrzów i Ligi Europy już nie dziwi, bo licencje na te rozgrywki dzierży Konami. Brakuje jednak wielu reprezentacji, w tym współorganizatorów ostatnich Mistrzostw Europy, czyli Ukrainy. Na zakończenie zostawiłem sobie złą wiadomość dla kibiców FC Barcelony, której najlepszy piłkarz zdobi okładkę FIFA 13 (dla niewtajemniczonych – to Leo Messi). Nie ma w grze stadionu Camp Nou, a Barca rozgrywa swoje domowe spotkania na neutralnym El Libertador. Brak porozumienia pomiędzy EA a katalońskim klubem stał się faktem. W takim wypadku na okładce Messi powinien biegać w koszulce reprezentacji Argentyny i tak może będzie w przyszłym roku, o ile nie dojdzie do porozumienia między zwaśnionymi stronami. Albo wróci Roo.

Kupić?

Tak.

Dlaczego?

Odpowiedź jest prosta. FIFA 13 udanie eliminuje wszystkie braki poprzedniczek i czyni to w sposób godny podziwu. Rozbudowano tryby gry i z lekka poprawiono wydarzenia na boiskach. W recenzji ubiegłorocznej edycji ostrzegałem, że brak konkretnych zmian w serii będę karał niższą oceną. Zmiany jednak są. Niezbyt wielkie, ale jednak. Odnoszę niestety wrażenie, że FIFA 13 zbliża się nieuchronnie do punktu, w którym nie będzie już w stanie zaoferować niczego nowego. Dotyczy to ograniczeń, jakie sprawiają twórcom obecne konsole i obawiam się, że w przyszłym roku może nas czekać powtórka sytuacji znanej z Wii, na której to FIFA 13 jest tylko zaktualizowaną wersją poprzedniczki z nieznacznie zmienionym ekranem tytułowym. Obym się jednak mylił. Na dzień dzisiejszy gra zasługuje ponownie na dziewiątkę, jednak z racji braków w polskiej edycji muszę postawić spory minus. Niemniej FIFA 13 jest najlepszą odsłoną tego dwudziestoodcinkowego tasiemca.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze