blog - farcryjpg

Evolution of Gaming cz. 6

NOWOŻYTNOŚĆ
I CZASY WSPÓŁCZESNE
(2004 – dziś)
Dużo, Tanio, Tesco

No i tak dobrnęliśmy do czasów dzisiejszych. Rozpoczęła się era wielkich, wysokobudżetowych, komercyjnych produkcji na które wciąż narzekamy. Nie zawsze słusznie, gdyż dobre gry wychodzą nadal. To raczej oczekiwania graczy się znacznie zwiększyły. Dostajemy coraz więcej i coraz lepiej, a mimo to ciągle nam mało. Ludzkości nie dogodzisz. Ale jesteś w stanie usidlić. A co obecnie usidla graczy najbardziej? Flagowy wynalazek naszej ostatniej ery – MMORPG-i. W 2004 roku Blizzard rozpętał prawdziwe piekło, które nie ma porównania z niczym, co do tej pory widzieliśmy. Mowa oczywiście o World of Warcraft.

 blog - lolcat

MMORPG-i nie były już wtedy rzecz jasna niczym nowym, ani nawet niszowym (dzięki bardzo udanej Ultimie Online z 1997 i, o zgrozo, Tibii), jednak do popularności WoW-a nawet się nie zbliżyły. Zresztą dane mówią same za siebie. Obecnie ponad 12 milionów aktywnych kont (policzcie sobie jaki szmal za abonamenty spływa co miesiąc do kieszeni Blizzarda!) – to więcej luda niż ma ponad 150 krajów na świecie. A do tego należałoby doliczyć jeszcze przynajmniej 2x tyle pirackiego motłochu grającego na nielegalnych serwerach. Obecnie o World of Warcraft mówi się już bardziej jak o pladze ogarniającej świat niż jak o świetnej, wciągającej grze. Wciągającej to mało powiedziane – Blizzard zatrudnił sztab psychologów, aby uczynić tą grę maksymalnie uzależniającą. I udało im się. WoW to największy morderca czasu wśród wszystkich gier, a do tego grając wciąż ma się parcie na jeszcze. Dość powiedzieć, że w USA powstały już specjalne kliniki dla ludzi od niego uzależnionych. Zresztą net kipi od tego rodzaju wiadomości. Czytajcie, jeśli się nie boicie.

 blog - wow_postac

Kiedy już wydawało się, że gry będą sobie w spokoju powolutku ewoluować, w 2004 roku świat spotkała miła niespodzianka. Far Cry zaatakował znienacka. Nikt się specjalnie nie spodziewał, ani też nie wiązał wielkich nadziei (poza twórcami oczywiście). I nagle łup. Niesamowita, piękna grafika na autorskim silniku CryEnigne, rozległe, otwarte mapy, które można było sobie przemierzać wedle woli i wiele dróg do celu. To nie są cechy typowego FPS-a. Far Cry jednak okazał się dopracowany do perfekcji i stał się błyskawicznym hitem. Do tego posiadał całkiem niezłą, wciągającą fabułę i możliwość przemierzania wysp różnymi środkami transportu (samochody, łodzie, a nawet… lotnie!). I przy tym wszystkim nie wymagał jakiegoś kosmicznego sprzętu (choć w sumie wtedy ludzie mogli mieć inne zdanie). Po prostu – cudo! W ramach ciekawostki – choć studio, które go stworzyło, czyli Crytek, jest niemieckie, spora część ekipy wchodzącej w jego skład to… Polacy. Miłe.

 blog - farcryjpg

W trakcie całej naszej wędrówki po dziejach zapomniałem wspomnieć o jeszcze jednym bardzo ważnym studio – Bioware. I wstyd mi za to, bowiem jest to gigant, którego wielkość można porównać do tej Blizzarda. Czy może tak – Bioware jest dla RPG-ów tym, czym jest Blizzard dla RTS-ów. I podobnie jak ci drudzy, robi wyłącznie wielkie gry. W ogólnie podobieństwo tych dwóch firm jest zastanawiające – zwłaszcza w kwestii trzymania się sprawdzonych schematów. Gracze często śmieją się, iż wszystkie gry Bioware’u są zasadniczo takie same. Jest w tym trochę racji, zwłaszcza jeśli skupimy się na podobieństwach w schematach scenariuszy i mechaniki rozgrywki. Jednak nie umniejsza to żadnej z jego produkcji. W końcu takie gry jak Baldur’s Gate, Neverwinter Nights, Knights of the Old Republic, Dragon Age czy Mass Effect mówią same za siebie. Wszystkie są godne polecenia, choć chciałbym się tu zatrzymać na tej ostatniej.

 blog - Mass_Effect_HUD_center

Choć nie jest to RPG (tylko RPS – role playing shooter), posiada wszystkie jego najlepsze cechy. I do tego sporo taktycznej walki w czasie rzeczywistym, pięknej grafiki i naprawdę epickiej fabuły (mimo iż wciąż robionej po tym samym schemacie). Ciekawą cechą, odróżniającą go od pozostałych produkcji tej firmy jest to, iż pomimo faktu, iż głównego bohatera modelujemy sami i nadajemy mu nasze (czy też jakieś wymyślone) imię, nie jest on naszym niemym awatarem. Posiada własny głos i osobowość (choć tu mamy pewien wpływ), stając się w pewnym sensie wykreowaną z góry postacią i naszym cyfrowym przedłużeniem w jednym. Bardzo ciekawie prezentuje się także kwestia nawiązywania romansów, charakterystyczna już dla gier Bioware’u. Tym razem twórcy poszli o 2 kroki dalej i zawarli sceny seksu, które wywołały ogromne kontrowersje. M.in. dlatego, iż w pewnej konfiguracji można było zobaczyć nawet scenę lesbijską między główną bohaterką, a humanoidką obcej rasy. Dymu wokół tego było od cholery. Najzabawniejsze w tym wszystkim to, że sceny te były wykonane w niezwykle dobrym guście, a zdrożnych rzeczy na ekranie… nie widać było wcale. Dużo hałasu o nic, zwłaszcza że scenka była opcjonalna i można było jej nie zobaczyć wcale. A Mass Effect można spokojnie uznać za najlepsze dzieło Bioware’u. Niektórzy kłócą się, iż ten tytuł powinien przypaść Knights of the Old Republic, ale to już zupełnie inna historia…

 blog - masseffect-sex

Tak, to właśnie TA scena

O tym, że Polska jakoś szczególnie do przodu z grami nie była, powszechnie wiadomo. Jednak w 2007 roku miało miejsce wydarzenie, które sprawiło, że mogliśmy poczuć się z siebie dumni. Była nim premiera Wiedźmina. W końcu nasza rodzima produkcja, na którą z zapartym tchem czekał cały świat! Śmigający na enginie Bioware’u Wiedźmin odniósł wielki sukces tak u nas, jak i za granicą. I dobrze, gdyż mało było do tej pory produkcji, którymi moglibyśmy się pochwalić. Sprzedał się nakładzie 1,5 miliona egzemplarzy i został wydany w 15 wersjach językowych, stając się tym samym Pierwszą Polską Grą o Dużym Zasięgu. Pod względem gameplay’u przypomina nieco gry Bioware’u (wszak wspólny silnik robi swoje), wliczając w to wybory moralne mające długofalowe skutki, możliwości „romansu” etc. Na klasyce należy się wzorować.
Ciekawostka dla znających Dragon Age’a – zauważyliście, że rytuał wstąpienia do Szarych Strażników przypomina nieco Próbę Traw, zwłaszcza pod względem przeżywalności? Inspiracja?

 blog - witcher_4

No i żeby zamknąć ten artykuł czymś wielkim wspomnę jeszcze o sequelu, na który świat czekał przez ponad 12 lat. Kontynuacja Starcrafta warta była każdego dnia czekania. Nie był może rewolucją, ale za to perfekcyjnie doszlifowaną kontynuacją najlepszego kosmicznego RTS-a w historii. Usprawniono w nim właściwie wszystko – rozbudowano fabułę, poprawione rozmaite usterki z jedynki i dopracowano gameplay, zachowując przy tym jego oryginalny klimat.

 blog - starcraft-2-battle-report(1)

Jednak dwie rzeczy paskudnie oburzyły graczy – brak opcji grania po LAN-ie i podział na 3 epizody. Natychmiast podniósł się krzyk, iż Blizzard leci tylko na kasę i zdziera z graczy jak może. Cóż, prawda i nieprawda zarazem. Mimo wszystko broniłbym tu naszego giganta, gdyż podział na 3 części, choć istotnie JEST zabiegiem nabijającym im kieszenie, pozwala też na opowiedzenie znacznie bardziej rozbudowanej historii. Zresztą przymusu kupna nie ma, a gra jest na tyle dobra, iż jest warta, aby na nią trochę wydać. A LAN? Cóż, wyjaśnienie jest proste. Piractwo stało się problemem na tyle istotnym, iż nic dziwnego, że Blizzard chce zmusić graczy, aby grali w multi tylko przez Battle.net (prosta zależność – nie masz oryginała, nie pograsz).
Jednak pomimo pewnej dozy marudzenia jest to gra naprawdę wielka i takich RTS-ów to ze świecą szukać. Gdyby wszystkie gry mogły tak wyglądać, świat byłby piękniejszym miejscem. I znacznie bardziej wyludnionym, bo wszyscy siedzieliby w domach. Grając.

blog - zerg_rush

THE END

I tym samym dotarliśmy do końca naszej wędrówki po dziejach gier komputerowych. Teraz spójrzcie na początek tego artykułu i porównajcie sobie ze screenami z końcówki. Niesamowite, nie? W przeciągu parędziesięciu lat gry wyewoluowały z mało istotnego gadżetu do potężnej branży, której obroty roczne mierzy się w dziesiątkach miliardów dolarów. Co będzie dalej? Czas pokaże. Choć wielu graczy marudzi, że najlepsze chwile dla gier już minęły, ja nawołuję – patrzmy z nadzieją przyszłość. Kto wie, może i część z nas będzie ją kształtować?

blog - mariodrunk

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze