feat - binary domain

Binary Domain – recenzja gry

Ocena: 7,0

Plusy:
+ nie najgorsza grafika
+ świetne efekty dźwiękowe
+ klimat
+ wciąga
+ fabuła

Minusy:
- niedopracowanie
- jedna grywalna broń
- totalnie spartaczony system komend głosowych
- multi w które nikt nie gra


Wypuszczanie na rynek gry kilka dni przed premierą wielkiego hitu w podobnych realiach nie jest zazwyczaj najlepszym pomysłem. Tak też było w przypadku Binary Domain. Teraz jednak, po trzech miesiącach wydana została ona na PC. Czy jednak ma szanse na sukces?

Tłumacząc się ze słów zawartych we wstępie powiedzieć powinienem, że owym wielkim hitem był Mass Effect 3, gra równie dobra co sukcesyjna i nie skłamię mówiąc, że z Binary Domain łączy ją sporo. Mimo to nie zamierzam tworzyć wybujanych porównań między tymi produkcjami, bo choć mają wiele cech wspólnych, to są produkcjami z goła innymi.

Dzieli je choćby fabuła, której podstawą w Binary Domain są roboty. Akcja gry toczy się w przyszłości, pod koniec naszego stulecia, gdy po wielu kataklizmach świat stanął na nogi. Poziom wód na ziemi podniósł się, a co za tym idzie spora część znanego nam krajobrazu została zatopiona. Ludzie więc musieli sobie radzić, a skoro nie mogli sobie poradzić sami to zaprzęgli do roboty… roboty. Wytworzyli ich miliony i owe dzielne maszyny zajęły się budową nowych miast, wiszących ponad ziemią. Kontrolę nad gospodarką światową przejęły korporacje zajmujące się wytwarzaniem robotów, a właściwie dwie z nich. Jedna posiada prawie stuprocentową wyłączność na światowym rynku, z drugą przyjdzie nam się zmierzyć. Czemu? A to temu, że pracuje dla niej jedyna osoba zdolna wytwarzać „ludzkie” roboty. Wokół nas żyli ludzie, tak się zdawało do czasu, gdy jeden z nich nie postanowił zamordować prezesa pierwszej korporacji. Jak się okazało… był robotem i nawet on sam o tym nie wiedział. Nie tylko on oczywiście został wytworzony w fabryce, bo wszak wielu obywateli niezdających sobie z tego nawet sprawy – jest robotami. I dlatego do akcji zostaje wysłana międzynarodowa ekipa z licencją na zabijanie. Znajdują się w niej Amerykanie, Brytyjczycy, Chinka i francuski robot. O nich jednak więcej za chwilę. Jeśli natomiast chodzi o fabułę to odgrywa ona ogromną rolę w grze, która poza strzelaniem oferuje głęboką historię skłaniającą do przemyśleń. Mnie osobiście najbardziej zastanowił temat: „Co, gdyby okazało się, że ja jestem robotem?”, choć to niejedyna intrygująca myśl.

Czy jednak dobra fabuła mogłaby istnieć bez fantastycznego klimatu, w który można się wczuć? Oczywiście że nie, więc i tutaj go nie brakuje! Cyberpunkowy świat zbudowany przez twórców wydaje się wyrazisty i faktycznie można się w niego wczuć. Dodatkowo ten efekt potęgują wspomniani towarzysze. Oczywiście jak na współczesną grę przystało gramy Jankesem – Danem. W naszym zespole znajdzie się jeszcze jeden Amerykaniec, duży, silny Big Bo. Twórcy postawili na stereotypy, więc nasi dzielni żołnierze ze Stanów Zjednoczonych są dość nieokrzesani. Oprócz nich w drużynie jest dwóch Anglików, mężczyzna i kobieta, którzy aż ociekają kulturą i profesjonalizmem. Do tego dochodzi biedna, pochodząca z farmy ryżowej Chinka i robot mówiący z francuskim akcentem i takimiż manierami, czy zwrotami. Mimo dość przerysowanego schematu członków zespołu da się lubić i już po paru cut-scenkach zaczęło mi zależeć na ich losie. Co ciekawe dla shootera, w grze pojawił się system zaufania i wpływania na przebieg rozmowy. W większości jednak przypadków wystarczy potakiwać rozmówcy, aby u niego zapunktować, choć  jeśli będzie się to robić cały czas, na pewno nie uda się nabić maksymalnego zaufania. Poza tym większość odpowiedzi oscyluje w granicach „yeah” i „no”, co jest raczej słabym rozwiązaniem, gdy przychodzi nam wypowiedzieć się po długim, napakowanym emocjami monologu.

Na każdą misję zabrać możemy jedynie dwójkę z wymienionych sojuszników, choć zostało to rozwiązane dobrze, bo naturalnie. A to musimy się rozdzielić, by bezpiecznie dostać się na dach jakiegoś budynku, a to zostaliśmy rozdzieleni przez policjanta strzelającego do liny, na której właśnie zwisaliśmy. Choć oczywiście to nie z nim przyjdzie nam się mierzyć. Naszymi przeciwnikami są roboty, których ogromne ilości podczas gry zabijemy. Nie grzeszą one inteligencją, ale za to są perfekcyjnie wręcz odtworzone. Mianowicie gdy strzelamy w rękę takiego delikwenta, najpierw odpada pancerz, potem cała kończyna. Gdy strzelamy w głowę, najpierw odchodzi osłona, potem makówka, bez której robot zaczyna ostrzeliwać swoich pobratymców. Z czego rodzajów owych maszyn jest całkiem sporo. Zwłaszcza bossowie są zróżnicowani, a walki z nimi to czysta przyjemność. Jednemu trzeba wskoczyć na głowę i zniszczyć rdzeń energii, innemu wystarczy rozwalić wszystkie nogi, które najpierw trzeba wszak pozbawić grubego pancerza. Każdy z nich jednak jest gigantyczny, a pokonanie go zawsze sprawia przynajmniej trochę problemów.

Z pomocą tutaj przychodzą nam pukawki, których w grze nie jest tak znowu mało, ale w praktyce korzysta się tylko z jednej, może dwóch. Nasz heros wyposażony jest w standardowy karabin szturmowy, pistolet, granaty i broń dodatkową. Zaczynając więc od tej ostatniej wyjaśnię, że dzieli się ona na strzelby, karabiny maszynowe, szturmowe i snajperskie oraz wyrzutnie rakiet. Jest to jednak mało istotne, gdyż prawie się z niej nie korzysta. Dostępnych jest też kilka rodzajów granatów, aczkolwiek różnicy zbyt dużej nie robi zmiana ich typu. A pistolet to słabiutka broń, jednak z nieskończoną amunicją. Karabin szturmowy natomiast jest jedyną w  praktyce użyteczną bronią, gdyż można go ulepszać. Bo owszem, jak na cyberpunkową grę przystało ulepszenia kupować można, a nawet trzeba i w tym akurat przypadku robią różnicę. Gdy odpaliłem grę po jej przejściu jeszcze raz, zdziwiłem się jak mało obrażeń zadaję oponentom. Inaczej jednak sprawa ma się z naszymi towarzyszami, których broń również można ulepszyć. Zarówno z ulepszoną maksymalnie, jak i bez ulepszeń, radzą sobie świetnie i nie da się w zasadzie zauważyć różnicy. To samo tyczy się ulepszeń „nas samych”, tak zwanych nanorobotów, które wszczepić można sobie lub towarzyszom w ciało, aby podniosły zdrowie, celność, czy nawet zaufanie.

Czy jednak owe udogodnienia występują w trybie multi? Nie wiem, nie sprawdzałem. I bynajmniej nie przez moje lenistwo, a dlatego że w tryb wieloosobowy po prostu nikt nie gra. Za każdym razem, gdy odpalałem grę włączałem wyszukiwanie serwera. Za każdym razem nie trafiałem na żaden. Jeśli więc chodzi o multi powiedzieć mogę jedynie, że występują dwa główne tryby rozgrywki, czyli co-op, zapewne polegający na wspólnej walce z robotami oraz pojedynki między graczami, między innymi typowy deathmatch. Tryb multi więc albo posiada słabą wyszukiwarkę, albo po prostu nikt nie postanowił zagrać w niego w momencie, kiedy ja miałem na to ochotę.

Kolejną słabą stroną produkcji jest system komend głosowych, który został upchnięty jakby na siłę przez twórców. Ja korzystając z porządnego mikrofonu, mimo (jak mniemam) nie najgorszego akcentu, miałem problem z wydawaniem owych, gdyż gra po prostu źle rozpoznawała słowa. Szybko więc przełączyłem się na komendy wydawane klawiaturą, znacznie wygodniejsze i przede wszystkim skuteczniejsze.

Graficznie produkcja prezentuje się nie najgorzej. Świetnie zwłaszcza wyglądają efekty „śmierci” robotów. Każdy celny pocisk niemal czuje się przed monitorem. Części z maszyn lecą na wszystkie strony i wygląda to naprawdę realistycznie. Do tego cała masa różnych efektów cząsteczkowych także trzyma wysoki poziom. Często jednak podczas walki gra klatkuje, co raczej nie jest jednak winą mojego (wcale nie takiego słabego) sprzętu, bo przeglądając Internet trafiłem na kilka podobnych skarg. Wygląda na to, że optymalizacja wersji PC jest dość słaba.

Dźwięk też jest całkiem niezły, aktorów dobrano dobrze, choć niektórzy z nich, co widać, grają lepiej od innych. Muzyki za dużo nie uraczyłem, bo jakby przemyka ona w tle, choć faktycznie lepiej nie spotykać się z nią zbyt często, niż żeby miała męczyć swoim słabym wykonaniem (to tylko dywagacja, nie twierdzę, że muzyka w Binary Domain jest beznadziejna). Efekty natomiast, czyli różne wybuchy, odgłosy strzałów, czy dźwięki robotów zostały wykonane porządnie i za nie twórcy zasługują na pochwałę.

Odpowiadając wiec na pytanie postawione we wstępie, rzec muszę że gra na sukces szanse ma niewielkie. Choć posiada magię przyciągania do ekranu i nieraz trudno się od niej oderwać, to jestem pewny że przejdzie cichcem obok większych tytułów. Sam jej pomysł, dobre wykonanie i wciągająca, głęboka historia, często zabawny humor i dobrze zbudowany, klimatyczny świat zasługują na pochwałę, na pewno jednak nie zostaną docenione. Mimo tego gra posiada też wiele niedoróbek, błędów, słaby system komend głosowych i generalnie jest jej bliżej do średniaka niż produkcji z najwyższej półki. Szkoda, że kontynuacja najpewniej nie powstanie, bo gdyby twórcy poznali swoje błędy i się ich pozbyli, powstałaby gra wybitna. Binary Domain jednak grą wybitną nie jest, ale czasu na nią na pewno nie zmarnowałem.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze