feat - spec ops the line

Spec Ops: The Line – recenzja gry

Ocena: 7,5

Plusy:
+ świetna fabuła
+ niezła grafika i dźwięk
+ piasek
+ fajne multi

Minusy:
- nasze decyzje praktycznie nie mają wpływu na grę
- krótka
- masa drobnych błędów
- zmarnowany potencjał


Piasek… Wszędzie piasek. Cholerna pustynia rozprzestrzenia się w zastraszającym tempie. Burze piaskowe nawiedzają Dubaj. Trzeba się stąd wynosić! Piasek zasypał już mój dom, zasypał większość zdatnej do picia wody… Cholera!

Takie zapewne myśli prześladowały mieszkańców wielkiego, wspaniałego, nowoczesnego Dubaju, gdy kataklizm dotknął tego miasta. Zostało ono bowiem zasypane przez piaski otaczającej go pustyni. Burze piaskowe zrobiły swoje i budynki upadają pod naporem złowieszczej  skały, a ulic nawet nie widać. Taką wizję ludzie z Yager Developments wykreowali dla stolicy emiratu Dubaj.

W mieście zostało jeszcze parę tysięcy ludzi oraz… oddział żołnierzy z Johnem Konradem na czele. Celem Martina Walkera i jego trzyosobowego zespołu Delta Force jest ocalenie tychże, co okazuje się oczywiście niełatwe, zwłaszcza że ci, których mieliśmy ratować, już od pierwszych minut do nas strzelają. Spec Ops była reklamowana jako gra nastawiona na fabułę, z fabułą dojrzałą, z przesłaniem, pokazującą jak człowiek zmienia się w obliczu wojny i swoich wyborów. I to się deweloperom udało. Na początku Walker jest normalnym żołnierzem, z dobrze poukładanym systemem moralnym, przejmującym się losem swoich oponentów. Z czasem jednak, gdy widzi co stało się z Dubajem, czy też raczej zamieszkującymi tam ludźmi, gdy dokonuje złych wyborów, popełnia błędy… staje się cynikiem dążącym do celu po trupach. Wydawać by się mogło, że ktoś po tego typu przejściach stanie się kimś z goła odwrotnym, człowiekiem jeszcze lepszym. Jednak kapitan Martin tłumaczy wszystkie swoje błędy zachowaniem swoich przeciwników, odciążając swoje sumienie. Chyba przełomowym momentem dla psychiki Walkera oraz najmocniejszym w grze jest przejście przez plac pełen przeciwników, na których chwilę wcześniej spuszczaliśmy bomby z białym fosforem. Wrogowie leżą poparzeni, niektórzy, żywi jeszcze, próbują uciekać, nie wiedząc że nic to nie da. Również wybory moralne zostały ciekawie zrealizowane… Do czasu gdy nie włączymy danej misji jeszcze raz i nie spróbujemy wybrać czegoś innego. Bo owszem, wybór między ocaleniem potrzebnego nam do misji, ledwo żywego agenta, a kilkoma cywilami nie jest łatwy, ale ma niewielki wpływ na rozgrywkę. To samo tyczy się innych trudnych decyzji, których swoją drogą nie jest aż tak wiele (bodajże pięć).

Kiedy jednak już je podejmiemy przychodzi czas na walkę, czyli w tym wypadku niezbyt szeroko pojęte chowanie się za osłonę i strzelanie do przeciwników. Bo tak mniej więcej wygląda każde starcie w grze. Jeśli się nie schowamy – zginiemy, bo wystarczą dwie serie w Walkera wypuszczone, aby zakończył swój żywot. Całe szczęście oponenci równie szybko padają. W większości przypadków pokazują też całkiem niezły poziom sztucznej inteligencji i nie biegają w kółko między osłonami, a jak i my, z nich korzystają. Mimo to pojedynki z nimi nie sprawiają większych kłopotów… o ile nie zrobi się ich zbyt wielu. Zdaje mi się, że podczas gry zabiłem kilkuset żołnierzy, a jak ma się to do liczby pięciu tysięcy osób ocalonych w Dubaju? W dodatku przetarty schemat może się znudzić i identyczne bez przerwy walki stają się pod koniec gry nużące, mimo że czasem przyjdzie nam skorzystać ze stacjonarnej broni, koszącej przeciwników niczym kłosy zboża, postrzelać z miniguna w śmigłowcu, czy z granatnika, jadąc cysterną. Innym interesującym aspektem jest piasek, który, ukryty za szybą, można uwolnić, aby zasypał wrogów. Dodatkowo zróżnicowania walkom dodają nasi towarzysze. Czy też raczej dodawaliby, gdyby system komend byłby bardziej rozbudowany. Tymczasem pozwala on jedynie wskazać cel, na którym sojusznicy mają się skupić, przerwać to działanie, lub wysłać jednego z nich, aby uleczył drugiego. Mimo to jednak towarzysze sprawują się nieźle i stanowią wyśmienitą pomoc podczas walk z masami wrogów. Kolejnym urozmaiceniem jest broń, której w produkcji znajdziemy sporo. Jest tu bowiem kilka karabinów szturmowych, pistoletów zwykłych oraz maszynowych, snajperek i strzelb.

Takie same pukawki dostajemy do trybu multi, w którym bawić można się niezgorzej. Standardowo podnosimy swój poziom wraz z zabijaniem wrogów i rozgrywaniem kolejnych meczy, a podczas zdobywania kolejnych poziomów odblokowujemy nowe pukawki, stroje, czy perki. W Spec Ops system ten sprawdza się nie najgorzej. Do naszej dyspozycji oddano w multi kilka map, które, dzięki swemu zróżnicowaniu, nie nudzą się. Na każdej z nich rozegrać możemy pojedynek w maksymalnie osiem osób (cztery na cztery, lub każdy na każdego) w kilku typowych trybach, takich jak deathmatch, team deathmach, czy CTF. Generalnie w multi bawiłem się przednio i złego słowa o nim nie mogę powiedzieć.

Kolejną mocną stroną gry jest oprawa graficzna, a zwłaszcza panorama miasta. Wygląda ona przecudnie i stojąc na szczycie wysokiego wieżowca, naprawdę jest na czym zawiesić oko. Budynki stworzone zostały dokładnie, niestety nie tyczy się to choćby głównego bohatera i jego towarzyszy, którzy nie prezentują się najlepiej. To jednak da się znieść, zwłaszcza że produkcja stworzona została na silniku Unreal Engine 3 i jak na takową wygląda całkiem nieźle. Animacje natomiast są wyśmienite. I tak poruszanie się Walkera i jego kompanów, jak i zawalanie się budynku, czy wzbijający się pod wpływam wybuchu piasek wyśmienicie się prezentują. Jedyną sprawą do której w grafice można by się mocno przyczepić są wybuchy, które wyglądają jak w produkcjach sprzed paru lat. Brzmią jednak dobrze, jak i cała gra. Udźwiękowienie bowiem zrealizowano świetnie i tyczy się to nagranych dialogów, jak i odgłosów broni oraz lecącej czasem w tle muzyki.

Spec Ops: The Line jest więc grą dobrą, ale… tylko dobrą. Nie wybija się ponad typowe średniaki niczym poza ciekawą konwencją oraz wyśmienicie opowiedzianą historią z interesującymi postaciami. Dodatkowo posiada liczne drobne błędy i gdzieniegdzie wychodzi jej niedopracowanie. Jednak tryb multi, który uzupełnia bardzo krótką kampanię (jej przejście zajęło mi nieco ponad 5h) oraz historia, czy też raczej jej przekaz dodają produkcji skrzydeł. Gra posiada niewykorzystany potencjał, i gdyby twórcy postarali się nieco bardziej w niektórych jej aspektach, to z pewnością zyskaliby rzesze fanów. A teraz… idę grać w multi.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze